wtorek, 10 sierpnia 2021

Migrena

O migrenie słyszał chyba każdy, ja też, ale że nie doświadczyłam nigdy na własnej skórze (głowie) to i nie zdawałam sobie sprawy jak bolesnym przeżyciem może być. Nie byłam także świadoma i tego, że na migrenę mogą cierpieć dzieci — ot taka dziewięcioletnia Emilia. W zeszłym tygodniu przeszłam przyspieszone przymusowe szkolenie w zakresie migreny, która chwyciła w swoje szpony Emilię.

Zaczęło się dość niewinnie, w poniedziałkowe popołudnie, kiedy odbierając Emilię z półkolonii usłyszałam "Boli mnie głowa." Zwaliłam to na nadmiar wrażeń, panujący upał, i pusty żołądek. W domu dziecko nakarmiłam i pojechałyśmy na trening na basen. Po godzinie w chłodnym basenie ból głowy minął, a może tylko nie był na tyle mocny by inne sprawy odwróciły od niego uwagę.

Około trzeciej nad ranem w nocy z poniedziałku na wtorek obudził mnie płacz Emilii. Myślałam, że coś jej się przyśniło, ale okazało się, że płakała, ponieważ bolała ją głowa. Zmartwiłam się, myśląc, że to początek jakiejś infekcji, najprawdopodobniej przejętej ode mnie — sama jeszcze walczyłam z przeziębieniem ciągnącym się już drugi tydzień. Zaordynowałam środek z aspiryną, który zazwyczaj dość szybko pomaga Emilii, i rzeczywiście po pół godzinie dziecko smacznie spało.

Jednak kiedy następnego dnia (wtorek) Emilia wstała o zwykłej porze (czyli około 10) znowu zaczęła narzekać na ból głowy a dodatkowo i na mdłości a wkrótce zwymiotowała. Ponieważ ból głowy się nasilał, środki przeciwbólowe nie pomagały, a mdłości nie ustępowały, skonsultowałam się telefonicznie z pielęgniarką z przychodni, po czym zabrałam dziecko do lekarza.

Lekarz stwierdził, że to migrena, nakazał podawanie ibuprofenu oraz odpoczywanie w zaciemnionym pomieszczeniu. Uprzedził mnie też, że migreny najprawdopodobniej będą powracać, ale że to pierwszy epizod, trudno określić, z jaką częstotliwością oraz to jak długo każdy nawrót potrwa.

Próby ulżenia dziecku za pomocą środków farmakologicznych spełzły na niczym, ponieważ żołądek Emilii natychmiast je odrzucał. W miarę upływu czasu dziecko cierpiało coraz bardziej, a uczucie dyskomfortu potęgował upał — doglądając dziecka, zapomniałam włączyć klimatyzację i wieczorem zrobiło się w domu stanowczo za ciepło.

Ból, mdłości, gorąc. Nagle oczy Emilii zrobiły okrągłe i takie jakieś ogromne, zaczęła szybko oddychać, z płaczem narzekać, że nie może rozcapierzyć palców dłoni, że zaczynają jej sztywnieć nogi. Wzięłam jej dłoń w swoje ręce — skurcz był tak silny, że musiałabym chyba połamać jej palce, by je rozdzielić. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie ratunkowe. W czasie rozmowy z dyspozytorką Emilii zaczęła drętwieć skóra na twarzy.

Pogotowie przyjechało szybko. Ratownicy ogarnęli sytuację momentalnie. Stres sprawił, że nie zapamiętałam wszystkich szczegółów, ale pamiętam, że Emilia miała zbyt niski poziom dwutlenku węgla we krwi, co spowodowało te skurcze. Nie sądziłam, że hiperwentylacja, a w jej wyniku tężyczka, może przybrać tak skrajną formę. No to już wiem. Na szczęście nie byłam sama z problemem, na który nie znałam rady w tamtym momencie.

Po wyjściu ratowników, kiedy już emocje opadły, największym problemem wydawało mi się zaśnięcie o niezbyt późnej porze. Udało nam się około 22.00, ale nocny odpoczynek nie trwał długo, bo już o pierwszej w nocy Emilia zerwała się na równe nogi i pobiegła do łazienki wymiotować. A potem wymiotowała co godzinę do ósmej rano, głównie kwasami żołądkowymi i żółcią, bo jedzenia nie miała w żołądku od niemal dwóch dni. 

Kolejne telefony do przychodni, zalecenia, leki na receptę na mdłości. Podawałam Emilii wodę po łyżeczce w piętnastominutowych odstępach. Koło południa wypiła pół szklanki soku jabłkowego zmieszanego z wodą, po południu jeden kęs chleba. 

Zmęczył ją ten pierwszy od 48 godzin "posiłek". Przespała się trochę, a kiedy wstała, poczuła się nieco lepiej. Na tyle lepiej by zaryzykować podanie środka przeciwbólowego. Zignorowałam polecenie lekarza i zamiast ibuprofenu podałam środek na bazie aspiryny — ten, co zawsze pomaga moim dzieciom. Emilia nie zwróciła a po pół godzinie przestała ją boleć głowa i stwierdziła, że jest głodna. Wsunęła talerz dyni piżmowej w panierce z opiekacza termicznego i natychmiast poczuła się wyśmienicie.

A ja mam ogromną nadzieję, że takie 48 godzin już nam się więcej nie powtórzy.

3 komentarze:

Urszula97 pisze...

O Matko, pierwszy raz słyszę że u dziecka.Życze dużo zdrowia dla Emilki, straszne przeżycie.

tymotka pisze...

O rany, aż łzy mi się w oczach zakręciły. Ściskam Was mocno.

Motylek pisze...

Urszula - ja też nie wiedziałam, że dzieci cierpią na migrenę. Dziękuję za życzenia!
Tymotka - dziękuję. To było straszne przeżycie.

Motylek