Kilka dni temu, w poniedziałek, syn skończył dwadzieścia lat. Akademik trochę za daleko od domu, więc życzenia złożyłam mu przez telefon.
Już w zeszłym roku obchodził urodziny poza domem, ale że to było zaraz po wyjeździe na studia to jeszcze jego nieobecność nie była niczym niezwyczajnym - wyjechał na studia i go nie ma. I niby w tym roku tak samo, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że najprawdopodobniej już nie będę miała syna w domu w dniu jego urodzin - nigdy? No bo najpierw studia, jeszcze dwa lata, a potem może i jeszcze dalsze studia, a w końcu praca i wiadomo to dokąd go zaprowadzi?
Zadumałam się nieco, ale w sumie nie bardzo było mi smutno, bo syn miło spędził dzień urodzin i cieszy mnie, że ma grono dobrych znajomych, którzy pamiętali o nim w tym szczególnym dniu. Naturalna kolej rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz