Ferie wiosenne za nami. Ja pracowałam, Krzysiek miał treningi i mecze piłki nożnej, więc cieżko było wygospodarować czas na jakąś wycieczkę, ale raz skończyłam pracę w południe, a że dopiero o 5.15 Krzysiek miał tego dnia karate, mieliśmy aż 5 godzin do zagospodarowania - z dala od ekranu komputera, tableta, czy telefonu. Wyciągnęłam dzieci na wycieczkę, choć jakoś nie zauważyłam z ich strony szalonego entuzjazmu. To z powodu pogody, która, jak co roku w ferie wiosenne, była raczej nieciekawa,
Najpierw pojechaliśmy sprawdzić które miejsce chcemy zarezerwować na kempingu, na który dzieci bardzo chcą pojechać latem. Miejsce, na którym byliśmy w ubiegłym roku nie odpowiadało mi, a nie zapisałam sobie, które byłoby lepsze. Kemping zamknięty o tej porze roku, zostawiliśmy samochód przed szlabanem i udaliśmy się na rekonesans. Dzieci, ledwie opuściły samochód i znalazły się na świeżym powietrzu, wybudziły się z marazmu i z miejsca zmienił im się nastój. Z radością zwiedzały znajome kąty, wyszukując sekretnych przejść między miejscami namiotowymi, sprawdzając, które z tych miejsc będzie najlepsze na letni wyjazd. Pod koniec naszego rekonesansu zaczęło siąpić.
Wsiedliśmy w samochód i podjechaliśmy 15 minut nad potok Brice Creek. Zanim dojechaliśmy, rozpadało się na dobre. Zjedliśmy kanapki i przekąski - zasięgu tam nie ma a jakoś trzeba było przeczekać aż przestanie rzucać żabami. W końcu deszcz nieco zelżał, ale że nie do końca, aparat został w samochodzie.
Parking tuż przy potoku, nad potokiem mostek, mokry i śliski, ale bezpieczny, o ile się po nim w takich warunkach nie biega.
Po drugiej stronie szlak prowadzi wzdłuż potoku w obu kierunkach, my udaliśmy się w górę. Do niewielkiego wodospadu Brice Creek Falls jest raptem pół kilometra.
Na chwilę wyjrzało zza chmur słońce, czasu jeszcze trochę mieliśmy, więc ruszyliśmy dalej. Nad potoczkami wpadającymi do Brice Creek przerzucono mosty i mostki - wszystkie bardzo śliskie w deszczu, ale jakże malownicze!
Poniżej zdjęcie, które zrobiłam stojąc na tym mostku. (Wszystkie zdjęcia tego dnia robiłam telefonem.)
Po pół godzinie, z ogromnym żalem zawróciliśmy bo znowu zaczęło padać, a kolor chmur nad nami sugerował, że niebawem nastąpi oberwanie chmury.
No i zmokliśmy, ale nie aż tak bardzo. Niezbyt wygórowna cena za takie widoki i możliwość poskakania po mokrych skałach.
Mimo dość nietypowej pory (czwartkowe popołudnie) nie byliśmy na szlaku sami - spotkaliśmy kilka osób na szlaku, a i sam parking (niewielki) był zapełniony. Widać nie tylko nam deszcz nie przeszkadza! Koniecznie musimy się jeszcze raz wybrać na Brice Creek, na nieco dłuższą wycieczkę.
Zielona strzałka na mapie poniżej wskazuje wodospad.