Kolejny krok w stronę świąt to wieńce, nie do końca adwentowe, bo bez czterech świec czy lampionów, ale za to są dwa.
Pierwszy zawiesiłam na zewnątrz, przy drzwiach wejściowych, zaraz w pierwszą niedzielę adwentu.
To sztuczny wieniec, ten sam od lat, od czasu do czasu przekładam na nim nieco ozdoby, raz na jakiś czas coś nowego dołożę, najczęściej któraś bombka sama się stłucze. Szyszki, swego czasu przywiezione z Kalifornii, starsze od Pierworodnego.
Następnego dnia, dopiero w poniedziałek, w domu pojawił się wieniec upleciony z prawdziwych gałązek. Kupiłam go w ramach kwesty prowadzonej przez Honor Society, do którego należy Krzyś. Zamówiłam w połowie listopada, dostawa była zaplanowana właśnie na pierwszy poniedziałek adwentu.
Wieniec jest tak piękny sam w sobie, że zastanawiałam się czy coś jeszcze na niego pakować, w końcu przyczepiłam tylko trzy czerwone ptaszki i dwa kwiaty poinsecji.
W sąsiedztwie innych ozdób w tym kąciku pokoju, wieniec prezentuje się tak:
Tutaj też nastroju dodają światełka oraz migająca gwiazdka, która teoretycznie powinna wieńczyć choinkę, ale że choinka sięga do samego sufitu, na jej czubek nie da się już niczego nasadzić. Z resztą mocowanie gwiazdki zapodziało się gdzieś już dawno temu.
Z zewnątrz dom też już przyozdobiony światełkami, ale na razie nie mam zdjęć. Skorzystałam z porady sąsiada i w tym roku udało mi się je zawiesić bez wchodzenia na dach.
4 komentarze:
Świątecznie coraz bardziej
Wianki są piekne.Czekam na oświetlony dom.
Piéknie! A wieniec z żywych gałązek wymiata. Masz rację, jest tak piękny, ze w zasadzie nic już tam więcej nie potrzeba.
Piękne wieńce, nadają świąteczny nastrój i piękne komponują się innymi ozdobami.Klimat świat jest niepowtarzalny.
Pozdrawiam Alina
I zrobiło się nastrojowo i świątecznie. :)
Piękne wianki. :)
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz