piątek, 21 września 2012

Wyprawa pod namiot bez mamy

Pod koniec sierpnia moje chłopaki wybrały się na wyprawę pod namiot.
Jechali wszyscy nasi polscy znajomi, i tylko ja z Kruszynką zostałyśmy w domu.
Dzień przed wyjazdem mąż pakował do samochodu konieczny sprzęt, a Hultajstwo snuł się za nim, i przeszkadzał jak mógł - jak to dziecko! W końcu poirytowany mąż, chcąc się go pozbyć, zaproponował mu, żeby spakował swoje ubrania na wyjazd. Krzyś pomysł kupił w jednej chwili i z powagą zabrał się do rzeczy. Najpierw przygotował listę rzeczy, które powinien spakować:


Potem zabrał się za wyciąganie ubrań, odhaczając co już przygotował.


Wszystkiego przygotował po trzy sztuki, bo jechali na trzy dni, a czwarty komplet miał mieć na sobie.

Z samego wyjazdu zdjęć nie pokażę, bo na takie bzdury jak fotki moi panowie nie mieli czasu. Za to napiszę, że dziecko wróciło do domu w tych ubraniach, w których na wyprawę wyruszyło, z resztą nawet nie tkniętą - czyli, że musiało być fantastycznie.

A ja relaksowałam się, mając na głowie jedynie Emilkę. Trzy dni jedynie z Kruszynką uświadomiły mi to, co podejrzewałam już wcześniej - to starsze dziecko zabiera mi dużo więcej czasu i energii, Kruszynka jest stosunkowo" łatwa w obsłudze" - myślę, że to odpowiednie określenie.

2 komentarze:

Robótki Marleny pisze...

Bardzo zaradny Twój synuś:) To dobrze rokuje na przyszłość:)
Zapraszam do odwiedzin na mojego bloga, pozdrawiam, Marlena

Anonimowy pisze...

Poczekaj,aż zacznie pomykać samodzielnie,to"se porozmawiamy"kto jest łatwiejszy w obsłudze!
:)

mrdnst