Zawody Big Kahuna Open to zdecydowanie moja ulubiona impreza sportowa, w której uczestniczą moje dzieci. Wszystkim nam odpowiada połączenie współzawodnictwa sportowego z życiem towarzyskim. Tak jak w poprzednich latach w sobotnie popołudnie spotkaliśmy się większą grupą na plaży w Zatoce Zachodzącego Słońca. Wieczorem dzieci grały w gry z koleżankami z sąsiedniego namiotu. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że w piątkowe popołudnie przyszło nam udać się na ostry dyżur do lokalnego szpitala.
Krzysio poczuł się źle, a po pływaniu dostał nudności i zbladł jak ściana. Ból w okolicy kości ogonowej, który pojawił się kilka dni wcześniej, nasilił się tak, że nie można go było już lekceważyć. Okazało się, że to zapalenie tkanki łącznej podskórnej. Antybiotyki (dwa różne) zdążyliśmy wykupić tuż przed zamknięciem apteki. Zapytana o pływanie, lekarka stwierdziła, że o ile Krzysio będzie się czuł na siłach, to może pływać, nie ma obawy o zarażenie innych.
Nie odpuścił sobie, poza jedną konkurencją, popłynął we wszystkich zaplanowanych, choć bardzo go to wyczerpało, nie chciał nawet słyszeć o zrezygnowaniu.
Wróciliśmy do domu w niedzielne popołudnie, a w poniedziałek nad ranem obudził go ból tak silny, że znowu pojechaliśmy na ostry dyżur, już lokalnie, do szpitala, w którym Krzysiek się urodził. Do tego czasu infekcja zogniskowała się na powierzchni skóry w postać czyraka, który lekarz przeciął, a kiedy część ropy wyciekło, ból nieco zelżał. W piątek Krzysio ma iść do przychodni na kontrolę. Z dnia na dzień czuje się lepiej, ale nie wygląda, by miało to przejść szybko. Najważniejsze, że nie doszło do zakażenia krwi czy sepsy.
Takie oto dodatkowe atrakcje mieliśmy w tym roku na zawodach pływackich. Jeśli chodzi o samo pływanie, to obojgu poszło dość dobrze. Emilia załapała w końcu bakcyla i stwierdziła, że nawet jej się podoba branie udziału w zawodach i chciałaby częściej. Krzysiek dodatkowo wziął udział w sztafecie zwariowanego kapelusza z trzema koleżankami. Wygrali!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz