W pierwszą sobotę października wybraliśmy się na szlak w poszukiwaniu pierwszych oznak jesieni. Niewiele ich znaleźliśmy.
Liście na drzewach tylko niektóre w jesiennych kolorach a temperatura raczej letnia - 26 st C!
Za to wypatrzyliśmy dzięcioła zawzięcie stukającego w drzewo, zaledwie kilkadziesiąt metrów od ścieżki.
Zdjęcie może nie najlepsze, ale dzięcioła widać. Dopiero przygotowując zdjęcie do wpisu zauważyłam pajęczynę z lewej strony.
Wędrowaliśmy szlakiem Nr 4 na Mt. Pisgah, nieco dłuższym niż kilka miesięcy temu (KLIK). Na szczęście spora część trasy prowadzi przez las po zacienionej stronie stoku bo w tym pięknym jesiennym słonku, nawet w głębokim cieniu po północnej stronie spływaliśmy potem.
Z trudem, ale dotarliśmy na szczyt. Niestety tego dnia wiatr przyniósł dym z pożarów, i tych w Oregonie i tych w Kaliforni, więc nie dane nam było podziwiać panoramicznych widoków. Dzięki temu uwagę zwracało to co tuż pod ręką.
Na mapie poniżej trasa tej wycieczki zaznaczona jest na czerwono, a wycieczki lutowej, na żółto.
Mount Pisgah via Trail 4 |
W lutym wejście na szczyt i z powrotem (4.75 km) zajęło nam dwie godziny. Tym razem trasa była dłuższa (7.16) i do samochodu wróciliśmy po trzech godzinach i piętnastu minutach. Reszta statystyk z pańdziernikowej wycieczki:
W parku utworzonym wokół Mt. Pisgah wytyczono sporo szlaków - jak widać na mapie powyżej. Część z niech jest jeszcze poza naszymi możliwościami (Emilii i moimi), na razie nie będziemy się porywać na te dziesięcio-kilometrowe i dłuższe, ale te krótsze będziemy sobie powoli zaliczać.
2 komentarze:
Pięknie zwiedzanie, cudowne widoki, u nas jesień bardziej widoczna.
Urszula - u nas w parku i ogrodzie też już jesień widoczna, ale na szlaku - nie bardzo.
Motylek
Prześlij komentarz