Dzisiaj pierwszy dzień wakacji - od rana leje jak z cebra. To chyba odpowiednia kropka nad i, wymowne zakończenie tego dziwnego roku szkolnego.
Niemal cały ostatni trymestr, od 16 marca, dzieci uczyły się zdalnie. Z jakim wynikiem, trudno określić. Decyzją władz oświatowych na raportach na koniec roku szkolnego będzie jedynie informacja czy dany przedmiot został zaliczony czy nie. Mimo że przepadły dwa tygodnie nauki, nie wydłużono roku szkolnego ani o jeden dzień. W ostatnich tygodniach nauczyciele nie pracowali w piątki - ponieważ zagląda nam w oczy wizja dziury budżetowej (jak chyba wszędzie) wydział oświaty podjął decyzję by pewne cięcia wprowadzić już teraz.
I tak oto pracownicy oświaty mieli płacone za jedynie 4 a nie 5 dni w tygodniu.
Ale niektórzy z nich i tak byli dostępni dla uczniów jeśli zachodziła taka potrzeba, czym bardzo mnie ujęli, mimo, że moje dzieci akurat nie odczuwały potrzeby kontaktu z ciałem pedagogicznym ani w piątek, ani w żaden inny dzień tygodnia.
Jeśli chodzi o materiał, u Krzyśka zadania z pięciu dni zostały wtłoczone w cztery dni, Emilia nadal dostawała rozpiskę na pięć dni tygodnia, i moje dzieci raczej nie odczuły tej zmiany. No może tylko Krzysiek musiał przenieść "ostanią chwilę" z piątku na czwartek.
Ogólnie rzecz biorąc, podzczas tych trzech miesięcy, moje dzieci spędzały o wiele mniej czasu na zajęciach związanych z nauką w porównaniu z czasem, który normalnie spędzały w szkole przed pandemią. Ale podobno mam zdolne dzieci bo większość uczniów aż tak dobrze sobie nie radziła. Emilia rozprawiała się z "nauką" w ciągu godziny (wliczając wszystkie projkety plastyczne, muzyczne czy WF). Krzyśkowi zajmowało to trochę więcej, tak ze 3 godziny, ale podobno jakość jego pracy nie pogorszyła się. Tak mnie zapewniła jedna z nauczycielek, z którą korespondowałam, zaalarmowana mikroskopijną ilością zajęć mojego gimnazjalisty. Dowidziałam się między innymi, że większość uczniów narzeka na nadmiar zadań i nie radzi sobie z nauką. Chyba byłam jedyną osobą uważającą, że nauczyciele powinni zadawać więcej...
W latach poprzednich koniec roku szkolnego obfitował w atrakcje, których w tym roku uczniowie zostali pozbawieni. Nie tylko u nas, mam tego świadomość, co jednak nie umniejsza żalu.
Ceremonia ukończenia gimnazjum odbyła się wirtualnie. Nie była nawet zorganizowana na żywo a dostaliśmy okolicznościowego emaila z linkami do poszczególnych plików: najpierw kilka słów od dyrektora, potem poszczególnych nauczycieli, uwtór w wykoaniu chóru i orkiestry, oraz bardzo mądre słowa na zakończenie z ust jednego z nauczycieli. No i gwóźdź programu czyli prezentacja slajdów, w kolejności alfabetycznej, wszystkich ósmoklasistów. (Tydzień czy dwa temu dyrekcja prosiła o przesłanie zdjęć.) Może i lepiej, że nie na żywo a w postaci plików, które można zachować, do których można wracać, które można jeszcze raz obejrzeć i wysłuchać.
Wcześniej, we wtorek, uczniowie odbierali wyprawkę na "do widzenia", na dobrą drogę do liceum. Nie mogliśmy wyjść z samochodu, dyrektor podał nam papierową torbę przez okno, inni nauczyciele pomachali z oddali. Tego dnia deszcz też padał i atmosfera była dość smętna. Trochę się poprawiła jak Krzysio zaczął wyciągać rzeczy z torby. Koszulka z listą absolwentów na plecach, plecaczek z logo szkoły, bluza z Honor Society (z aplikacją częściowo zaprojektowaną przez mojego syna), plik dyplomów i certyfikatów. oraz karteczki wypisane przez nauczycieli. Pani z English Lanuage Arts napisała sporo pięknych słów prosto z serca, nie jakichś tam oklepanych ogólników, ale skierowanych specjalnie do Krzyśka, czym niesamowicie wzruszyła mojego Nastolatka. Później wyznał mi, że właśnie tę panią uważa za najlepszą nauczycielkę w swojej szkolnej karierze. Muszę przyznać, że potrafiła tak wpłynąć na mojego syna by wydobyć ze ścisłowca, zainteresowanego głównie matematyką, talent pisarski. Jak to Krzysio podsumował, nigdy wcześniej nie miał okazji pisać to nie pisał.
Ta sama nauczycielka postarała się by każdy uczeń dostał karteczkę z zabawnymi życzeniami nawiązującymi do ostatniej lektury przerabianej już na sam koniec ósmej klasy ("Outsiders"). Gra słów nawiązywała do imion bohaterów, ale także do nazw łakoci, którymi wypełniona była papierowa torebka. Przemyślane, zabawne, i z pewnością docenione - przynajmniej przez co bystrzejszych uczniów.
I tak oto mój Pierworodny ukończył naukę w gimnazjum a od września rozpoczyna naukę w liceum. W jakiej formie? Tego jeszcze nikt nie wie. Stanowe władze oświatowe pozostawiają decyzję w tej kwestii lokalnym wydziałom oświaty. Ten nasz rozważa kilka możliwości ale już teraz zapewnia, że początek nowego roku szkolnego na pewno nie będzie wyglądał tak jak dotąd. Co do tego nie ma wątpliwości, zwłaszcza przy wzrastającej liczbie zachoworowań w naszym zakądku globu.
Ostatni tydzień roku szkolnego przyniósł nam także pożegnanie z aparatem ortodontycznym. Wprawdzie jeszcze przez jakiś czas Krzysiek musi nosić nakładkę na zęby, ale to już nie są druciki a plastikowa przejrzysta nakładka, której prawie wogóle nie widać. Czery lata zajęło skorygowanie zgryzu mojego dziecka, ale kiedy widzę jak pięknie się uśmiecha ukazując równiutkie, prościutkie zęby to wiem, że wartało.