Trudno uwierzyć, ale od ostatniej wyprawy na łono przyrody minął ponad miesiąc! Nie udało nam się nigdzie wybrać bo mieliśmy falę deszczowych weekendów, a jak trafił się jakiś ze znośną pogodą, to było już coś innego w planach. Ale wczoraj, przy przecudnej, niemal majowej pogodzie, wybraliśmy się do położonego 47 kilometrów od domu Shotgun Recreation Site.
Dzień wcześniej szukałam w internecie trasy odpowiedniej na nasze możliwości, niezbyt uczęszczanej, przewidując, że w tak piękny weekend, znane i popularne szlaki będę mocno obładowane. Znalazłam Drury Ridge Loop, nie wiedziałam jendak, że punkt wyjścia tego, oraz dwóch innych szlaków, znajduje się na terenie tak zadbanego ośrodka.
Shotgun Recreation Site obejmuje tereny piknikowe, dwie spore wiaty z paleniskami, plac zabaw, łąkę do gier, indywidualne miejsca piknikowe z grilami, nestrzeżone kąpielisko nad potokiem Shotgun Creek a do tego kilka sporych parkingów, za które normalnie jest opłata (niewysoka bo $3 za cały dzień) ale że mamy teraz czas bardzo nienormalny, parking jest za darmo. Wiele parków zniosło tymczasowo opłaty w związku z koronawirusem, by znieść finansową zaporę i ułatwić społeczeństwu kontakt z naturą.
Z domu wyjechaliśmy dość późno, bo dopiero po telekonferencjach z rodziną w Europie i po obiedzie - na mejscu byliśmy o 1.30. To ważne, bo okazało się, że bramę ośrodka zamykają o 4.30, więc musieliśmy zmieścić się w trzech godzinach. Sam szlak nie jest długi (5 km), ale przecież nie chodzi jedynie o przebycie i zaliczenie szlaku, więc tym razem zostało nam mniej czasu na zabawę podczas postojów.
Na szlaku nie spotkaliśmy nikogo - byliśmy sami, choć na początku i na końcu słyszeliśmy odgłosy z terenów w pobliżu parkingów.
Trasa szalenie mi się podoba. Najpierw idzie się pod górę, czasami dość ostro - to 1/4-1/3 trasy. Reszta, to spokojne schodzenie w dół. Cały czas w pięknym, bardzo starym lesie. Przypomniały mi się podobne wycieczki z dzieciństwa, z mamą, tylko zamiast buków otaczały mnie świerki.
Pięciokilometrowa trasa tylko troszkę nas zmęczyła. Po powrocie do domu spędziliśmy resztę dnia w ogródku. Krzyś skosił trawnik, Emilia pozamiatała taras a potem oboje ładnie się bawili podczas gdy ja zbierałam suche liście z rabatek i tych zakamarków z których nie da się ich wygrabić i trzeba ręcznie wyzbierać każdy listek. Tak 1/3 ogródka za domem mam wysprzątane i zakwasy od nieustannego przykucania.
Na koniec, mapa i cyferki:
Mapa poniżej pochodzi ze strony
Hike Oregon, na którą natknęłam się poszukując informacji na temat tego miejsca już po powrocie do domu.