Na Boże Narodzenie 2018 dostałam od koleżanki amarylis.
Kiedy przekwitł, postąpiłam według zaleceń, latem wystawiając go na działanie promieni słonecznych, potem zasuszyłam, aż wreszcie po święcie dziękczynienia zaczęłam podlewać. Odrodził się silniejszy, wypuścił dłuższe liście, aż w końcu, w połowie stycznia zakwitł.
Najpierw byłam nieco rozczarowana, ponieważ myślałam że zakwitnie na święta, ale kiedy z domu zniknęły choinka i inne świąteczne ozdoby, amarylis wypełnił pustkę po nich i stał się główną ozdobą. Już wiem, że nie będę wprowadzać zmian w terminach zasuszania i ponownego podlewania.
Z innej beczki - w poniedziałek nawiedziła nas typowa tutejsza zima: odrobinkę poprószyło, ale że było ciepło, jedynie na trawie, dachach i samochodach śnieg ten utrzymał się na kilka chwil. Ot na tyle, żeby się zabawić przed szkołą.
Do południa po śniegu nie zostały nawet mokre plamy, a odbierając Emilię po południu ze szkoły wypatrzyłam kępę kwitnących stokrotek.
2 komentarze:
Motylku i u nas tak jest.Chwile jest troche śniegu a potem woda. Wnuk był tydzień w Poroninie kolo Zakopanego i był oczarowany tylko śniegiem, kuligiem ,góry go nie interesowaly .
Piękny kwiat, odwdzięczył się za dobre traktowanie. :)
U mnie nadal śniegu nie widać i chyba tak zostanie.
Samochód otworzył oczy, ale zerka w różne strony... :)))
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz