W końcu nadszedł jej czas. Najpierw poszperałam w sieci i znalazłam kilka projektów wykonanych ostatnio z tejże włóczki, a że nie wyglądały jakby się miały zaraz rozpaść ze starości, postanowiłam więc zaryzykować i porwałam się na sweter. Przędzy miałam sporo, wystarczająco na luźny sweter, tylko najpierw musiałam spruć tę niedokończoną sukienkę.
No i jeszcze pozostała kwestia wzoru. Włóczka granatowa, więc najlepiej coś prostego, bo mało który splot byłby na tym ciemnym kolorze widoczny.
Stanęło na Simple Summer Tweed Top Down V-Neck Heidi Kirrmaier.
Robiona podwójną nitką próbka wyszła mi mniejsza niż powinna, 9 na 9 cm, postanowiłam więc robić rozmiar większy, mając cichą nadzieję, że ostateczny rozmiar wyjdzie jak należy.
I wyszedł. Wprawdzie widzę, że tu i ówdzie mógłby lepiej się układać, ale poza tym chodzi mi się w nim bardzo dobrze i sweter z miejsca awansował na pozycję ulubieńca. Próbkę kilka razy wyprałam w pralce i po trzecim razie postanowiłam sam sweter prać ręcznie. Dzianina na próbce nie zbiegła się, ale z prania na pranie widać postępujące zużycie - albo raczej, starzenie się, dzianiny. Jak zwał, tak zwał, chodzi o to, że po kilku praniach nie wygląda za ciekawie.
Sweter skończyłam w połowie września, ale jak zawsze był problem ze zdjęciami. Ciężko wpasować się w odpowiednią porę dnia z jako takim światłem żeby cokolwiek z tego granatu było widać. W końcu postanowiłam zabrać sweter na wyjazd do Newport. Doszłam do wniosku, że gdzieś na plaży uda się zrobić kilka przyzwoitych zdjęć. Ale jak przyszło co do czego, to sweter został w hotelowym pokoju.
W drodze powrotnej rozmyślałam sobie nad tą przegapioną okazję, zastanawiałam się kiedy znajdzie się jakaś inna dogodna sytuacja, aż w końcu zajechałam na parking przy plaży i mimo padającego deszczu, dość późnej pory, i braku mejkapu (O zgrozo!) zarządziłam sesję. Syn najpierw protestował - wcale nie miał ochoty opuszczać przytulnego suchego i nagrzanego wnętrza samochodu i robić w deszczu i zapadającym zmroku zdjęć szalonej rodzicielce. Ale w końcu dał się namówić.
Za to Emilia z miejsca wyczuła okazję do świetnej zabawy, polegającej głównie na przeszkadzaniu ile wlezie. (Jej deszcz nie przeszkadzał nic a nic!)
Stąd ta moje kwaśna mina na zdjęciach. Jakoś wcale mi nie było do śmiechu na tym zimnie, w deszczu i Emilią robiącą wszystko, by nie udało się żadnych zdjęć zrobić.
Dobrze choć, że udało mi się ISO tak podkręcić, że patrząc na zdjęcia trudno domyślić się, że były robione przy takiej pieskiej pogodzie.
Robiąc sweter zastanawiałam się jak go wykończyć. W opisie nie ma żadnych ściągaczy a plisa wokół dekoltu to jedynie oczka prawe. Rozmyślałam, zmieniałam koncepcję, oglądałam w sieci różne zastosowane rozwiązania i w końcu zrobiłam jak w opisie - zakończyłam bez żadnego ściągacza. Okazuje się, że w przypadku tej włóczki dzianina robiona dżersejem nie podwija się, a do samego stylu swetra chyba właśnie takie wykończenie, lub jego brak, pasuje najbardziej.
Sweter robiony jest od góry, całkowicie bezszwowo.
- włóczka Bernat Dainty Fleurette, 95% wełna, 5% nylon; 146 m/28 gram (podwójna nitka); zużycie: 435 gram (2268 metrów);
- druty: 4 mm;
- wzór: Simple Summer Tweed Top Down V-Neck by Heidi Kirrmaier.
- zdjęcia by Hultajstwo
4 komentarze:
Ale się napracowałaś,sweter milutki i ładny,sesja piękna.Emilia to cała mama.
Ten zwyklak wcale nie jest taki zwykły. :)
Wspaniale wyglądasz w nim i kolor akurat dla Ciebie.
Zmieniłaś fryzurę na bardzo twarzową.
Emilka, jak zawsze słodka. :)
Pozdrawiam ciepło.
To jest Twój kolor, a Krzyś fotograficznie sprawił się bardzo dzielnie.
Brawa dla Krzysia!
Wygladasz świetnie, a makijaż wcale nie jest Ci potrzebny i piszę to naprawdę szczerze.
Urszula - trochę tego dziergania było, ale ja przecież lubię robić na drutach!
Splocik - Dziękuję! A granatowy to rzeczywiście kolor, w którym dobrze się czuję.
Ataner - Przemiła jesteś! W zasadzie to u mnie makijaż tylko w największe śWięta, ale na co dzień to raczej bez tuszu na rzęsach nie straszę ludzi poza domownikami.
Motylek
Prześlij komentarz