Sobotnią wycieczkę do New Forest (Hampshire, UK) zakończyliśmy w Burley - lodami. Tutaj muszę napisać, że podczas naszych wakacji w Anglii objadaliśmy się lodami do nieprzyzwoitości. Wydawało mi się wcześniej, że jadamy lody często i dużo - byłam w będzie. Nasz miesięczny pobyt w Dorset stał zdecydowanie pod znakiem lodów, zwłaszcza włoskich, tam zwanych Whippy - mniam, pyszszszne...
Emilia lody przespała w wózku, więc ja mogłam się rozkoszować zimnymi delicjami w spokoju.
Burley to niewielka wieś, ale pełna uroku, o specyficznej atmosferze. Po lodach, przeszliśmy się uliczką do sklepu, który można zobaczyć na zdjęciu poniżej.
W sklepie, uwagę moich dzieci natychmiast przyciągnęły różne świecące, błyszczące bądź połyskujące przedmioty, które w mgnieniu oka znajdowały się w łapkach potomstwa w celu dokładnego obejrzenia. Ja wiem, że nawet Emilia nie niszczy rzeczy w sklepie, co dopiero Krzysiek, który jest na to stanowczo za duży, ale pan (zapewne właściciel) raczej nie był przekonany co do intencji moich dzieci. Widać było, że jest bliski zawału, przekonany, że zaraz coś zostanie zniszczone, potłuczone, itp., więc szybko ewakuowaliśmy się ze sklepu - żeby nie nieć niewinnego życia na sumieniu. Wujek kupił Emilii świecącą i wydającą dźwięki piłeczkę. Na szczęście opcja dźwiękowa szybko zepsuła się - ku nieutulonemu żalowi dzieci, ale cichemu zadowoleniu dorosłych...
1 komentarz:
Najważniejsze to piękne wspomnienia, które gromadzimy teraz. :)
Prześlij komentarz