W środę przyżyłam ze swoimi uczniami "przygodę".
W trakcie lekcji, pani dyrektor ogłosiła przez interkom lock down, nakazując pozamykanie na klucz wszystkich klas oraz pogaszenie świateł. Wszystkie drzwi wejściowe do szkoły zostały natychmiast zamknięte na klucz.
Sala, w której odbywają się moje zajęcia, nie ma okien, więc przyszło nam siedzieć w zupełnych ciemnościach. Akurat tego dnia przyszła kolejna osoba na obserwacje, więc nie byłam sama z dziećmi, które jak wiadomo często boją się ciemności. Pośpiewaliśmy piosenki a po dziesięciu minutach lock down został najpierw odwołany częściowo (można było pozapalać światła) a potem całkowicie.
Wyjaśniłam dzieciom, że to ćwiczenia.
Tylko że jak przyjechałam później do pracy (zasadniczej pracy) to okazało się, że to wcale nie były żadne ćwiczenia, ale w okolicy szkoły do której chodzi Smyk policja urządziła pościg za uzbrojonym podejrzanym mężczyzną i cztery okoliczne szkoły zostały tymczasoweo zamknięte ze względów bezpieczeństwa. W pracy dziwili się, że już przyjechałam, bo byli przekonani że potrzymają nas zamkniętych dłużej.
W tym momencie ciut się zdenerwowałam, złapałam za telefon i zadzwoniłam do Connie, która już zdążyła odebrać Smyka, całego i zdrowego, i była w drodze do domu. Uff, podejrzany, na szczęście, ominął szkoły.
Wieczorem, w telewizyjnych wiadomościach, podano, że podejrzanego nie złapano, ale znaleziono broń, gdzieś tam porzuconą. Smyk natomiast powiedział mi, że ich pani podeszła do sprawy poważnie, kazała dzieciom wejść pod stoliki i schować głowę w ramionach - jak to jest zalecane np. w przypadku trzęsienia ziemi. I dobrze - klasa Smyka jest na parterze.
W trakcie lekcji, pani dyrektor ogłosiła przez interkom lock down, nakazując pozamykanie na klucz wszystkich klas oraz pogaszenie świateł. Wszystkie drzwi wejściowe do szkoły zostały natychmiast zamknięte na klucz.
Sala, w której odbywają się moje zajęcia, nie ma okien, więc przyszło nam siedzieć w zupełnych ciemnościach. Akurat tego dnia przyszła kolejna osoba na obserwacje, więc nie byłam sama z dziećmi, które jak wiadomo często boją się ciemności. Pośpiewaliśmy piosenki a po dziesięciu minutach lock down został najpierw odwołany częściowo (można było pozapalać światła) a potem całkowicie.
Wyjaśniłam dzieciom, że to ćwiczenia.
Tylko że jak przyjechałam później do pracy (zasadniczej pracy) to okazało się, że to wcale nie były żadne ćwiczenia, ale w okolicy szkoły do której chodzi Smyk policja urządziła pościg za uzbrojonym podejrzanym mężczyzną i cztery okoliczne szkoły zostały tymczasoweo zamknięte ze względów bezpieczeństwa. W pracy dziwili się, że już przyjechałam, bo byli przekonani że potrzymają nas zamkniętych dłużej.
W tym momencie ciut się zdenerwowałam, złapałam za telefon i zadzwoniłam do Connie, która już zdążyła odebrać Smyka, całego i zdrowego, i była w drodze do domu. Uff, podejrzany, na szczęście, ominął szkoły.
Wieczorem, w telewizyjnych wiadomościach, podano, że podejrzanego nie złapano, ale znaleziono broń, gdzieś tam porzuconą. Smyk natomiast powiedział mi, że ich pani podeszła do sprawy poważnie, kazała dzieciom wejść pod stoliki i schować głowę w ramionach - jak to jest zalecane np. w przypadku trzęsienia ziemi. I dobrze - klasa Smyka jest na parterze.
4 komentarze:
O kurczę, to dopiero miałaś przygodę:/
Ojej,kto by pomyślał że to dzieje się naprawdę a nie rutynowe ćwiczenia,a ludzie czesto bagatelizują takie ćwiczenia.
Ojej,kto by pomyślał że to dzieje się naprawdę a nie rutynowe ćwiczenia,a ludzie czesto bagatelizują takie ćwiczenia.
wow! strach sie bac.
iwona
Prześlij komentarz