Ponieważ oboje i Krzysiek i Emilia, zawsze chcieli korzystać z hamaka w tym samym czasie, a hamak był jeden, uszyłam drugi hamak. Rozwiesiłam go na tarasie za domem, żeby sprawdzić, czy się spisze odpowienio – i już tam został. Wisi pod daszkiem, więc deszcz mu nie szkodzi.
Uszyłam kolejny – zabraliśmy go ze sobą na czerwcowy wypad namiot. Spisał się nieźle, ale teraz oboje chcą się relaksować w nowym i większym hamaku. Podobno jest wygodniejszy niż ten stary, komercyjny.
Podczas tamtego wyjazdu zarządziłam korzystanie z hamaka na zmianę, a po powrocie do domu uszyłam kolejny. Przetestowaliśmy go właśnie nad Crescent Lake. Jak łatwo się domyślić, teraz dzieci kłócą się o ten najnowszy, podobno najlepszy. Nie wiem jakim cudem lepszy od tego drugiego skoro wymiary ma identyczne. Na szczęście znajomi też mieli hamaki, a że odpowiednich drzew była ilość mocno ograniczona, hamaki zawisły piętrowo i te u góry (nie nasze!) cieszyły się największym powodzeniem. Pewnie dlatego, że wgramolenie się do nich wymagało nie lada sprawności i kilku podejść. Dzieciaki miały kolejną zabawę!
Najnowszy uszyty przeze mnie hamak to ten poniżej – udało mi się załapać na kilka relaksujących polegiwanek, i na zdjęcie! Krzysio pozuje w hamaku znajomych (sklepowym).