Dzieci mają dwutygodniowe ferie, a ja nieco urlopu. Wprawdzie trochę pracuję, ale tylko rano, więc po obiedzie, o ile pogoda dopisze, możemy się nieco przewietrzyć.
Z pogodą jest tak, że niezależnie od tego co głosiła prognoza, każdego dnia było trochę słońca ale i padał deszcz. Z wyjątkiem Bożego Narodzenia, kiedy to przez cały dzień lało.
We wtorek przed świętami miało nie padać - wogóle - więc wybraliśmy się na pobliskie wzniesienie, sprtawdzić jak półtora roku później wygląda szlak Wild Iris Ridge from Bailez Hill Road. W grudniu raczej nie spodziewaliśmy się zobaczyć żadnych dzikich irysów, ale nie to było celem tego wypadu.
Wyruszyliśmy z pięknym słońcem i błękitnym niebem, ale temperatura była raczej niska choć zdecydowanie powyżej zera. W środku tygodnia, przed samymi świętami, ludzi na spacerze było niewiele, co bardzo mi odpowiadało. Wszyscy mijani grzecznie zakładali maski.
W miarę upływu czasu chmurzyło się coraz bardziej, i kiedy dotarliśmy w miejsce, z którego można podziwiać panoramę, niewiele już tego błękitu zostało na nieboskłonie. Mimo to wyruszyliśmy dalej - kiedy byliśmy tu w maju 2019 roku, weszliśmy na górę i wróciliśmy. Tym razem zaliczyliśmy także pętlę prowadzącą górą wzniesienia. Kiedy byliśmy dokładnie w połowie pętli, zaczęło padać. Najpierw tylko kropiło, ale potem rozpadało się na dobre. Dobrze, że mieliśmy kurki z kapturami!
Deszcz nie wszystkich odstraszył - mimo, że już nieźle pucowało, pod górę zdecydowanie maszerowało kilkoro zapaleńców.
Wild Iris Ridge from Bailey Hill Road |
2 komentarze:
Super że dzieciaki tak chętnie wędrują, mojego 12 latka trzeba by podrzucić, podczas roku szkolnego to trenuje a teraz to tylko gry, pozdrawiam.
Pogoda Wam nie straszna i sprzyja hartowaniu. :)
Najważniejsze, że wszyscy zadowoleni z wypadu. :)
Ludzie nauczyli się odpowiedzialności w tej trudnej sytuacji.
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz