poniedziałek, 8 października 2018

Pokój z widokiem na ocean

Miniony weekend spędziłam z dziećmi nad oceanem, w miejscowości Newport. Pomysł na październikowy wyjazd pojawił się wraz z rozpiską meczy w jesiennych rozgrywkach futbolowych drużyny, w której gra moje starsze dziecię. Jak i w maju, wyjechaliśmy w piątek zaraz po szkole.

Piątkowa pogoda była fatalna, lało jak z cebra, więc samochód prowadziło się nieciekawie, na szczęście prognoza pogody obiecywała wiele na dzień następny.

Hotel musiał być z basenem, z widokiem na ocean, a najlepiej to jeszcze z balkonem. Niestety za późno zabrałam się za rezerwację i pokoju spełniającego powyższe warunki, a do tego w cenie na moją kieszeń, nie udało mi się już znaleźć. Ale bez balkonu - tak.


Może nie był to widok pierwsza klasa, bo jednak między hotelem a plażą stały inne budynki, jednak drugie piętro sprawiło, że ponad tymi dachami ocean ciągnął się aż po horyzont. A jak się wyjrzało przez okno, to i latarnię morską w oddali można było dostrzec.


Pokój był narożny, mieliśmy więc też widok na miasto - bardzo przyjemny widoczek, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku.

Ponieważ lało, wiało, i ogólnie w ten piątkowy wieczór za miło na zewnątrz nie było, poszliśmy na basen.


Dzieci wyszalały się i pozbyły nadmiaru energii, ja pobawiłam się nieco ustawieniami aparatu. Co 15-20 minut pozwalałam dzieciom wygrzać się w gorących bombelkach, czyli w dżakuzi - ale nie dłużej niż 5 minut i to po 15-20 minutowym pobycie w basenie.


A po basenie dzieci miały jeszcze dodatkową atrakcję w postaci kanałów z kreskówkami telewizji kablowej.

Hotel usytuowany jest niemal na samym końcu ślepej ulicy i właściwie ruchu ulicznego tam nie było poza dojeżdżającymi na nocleg. Te sporadycznie przejeżdżające samochody skutecznie zagłuszał huk fal. Spaliśmy przy otwartym oknie a szum oceanu szybko ululał nas  do snu. Obie noce przespaliśmy smacznie, ja spałam 9 godzin!

Rano już nie padało, chmur, z każdą chwilą było mniej, i po śniadaniu widok z okna przedstawiał się zgoła inaczej niż dnia poprzedniego.


Piękny dzień wykorzystaliśmy skrzętnie, ale o tym,
c.d.n.

4 komentarze:

Gryzmolinda pisze...

Motylku dzieciaki urosły niesamowicie i fajnie że jest możliwość poszaleć i wzrokowo i fizycznie .Poziomka zniknęła z netu kilka lat temu i nie mam pojęcia co u /niej i już zapewne wielkiego Ptysia ( synka). macham z Podlasia - Dośka

Motylek pisze...

Gryzmolinda - Tak to z dziećmi bywa, że rosną... Poziomka kiedyś przemknęła przez Okruchy, zostawiła ślad w postaci komentarza i znowu zniknęła w nowojorskiej otchłani... Może jeszcze kiedyś wróci, niczym kometa... Cieszę się, że choć Ty odnalazłaś ścieżkę w me ubogie progi...

Motylek

Ataner pisze...

Joasiu, dzieciaczki rosną jak na drożdzach. Kurczę, jak ten czas zasuwa. Krzyś to już młodzieniec, a Emilka pannica, że hej i piękna jak mama.
Swietny pomysł na wyjazd weekendowy, dzieciaczki szaleją bo to zawsze zmiana, a pewnie i Ty (jak każda z nas) potrzebowałaś odskoczni od dnia codziennego.

Pozdrawiam:)

Motylek pisze...

Ataner - ano rosną, rosną, Krzysiek niebawem nie przerośnie - już mu niewiele brakuje...
Takiemini wakacje dają spory zastrzyk energii, a że niedaleko od domu i na krótko, to i kieszeni aż tak bardzo nie pustoszą...

Motylek