Wiecie, że mając 39 lat można dostać etykietę "stary"?
Z racji wieku właśnie, mój lekarz postanowił nie czekać do 27 czerwca, kiedy to Emilka miała się planowo urodzić, ale wysłał mnie do szpitala wcześniej. Nawet mogłam sobie wybrać dzień - w wyznaczonych ramach oczwiście.
18 czerwca o 7 rano, z mężem przy boku, grzecznie zgłosiłam się w szpitalu. Podłączno mnie do aparatury monitorującej co trzeba, w żyłę puszczono koktajl na wywołanie porodu i zaczęło się czekanie. Po godzinie odesłałam męża do domu a sama zabrałam się za czytanie. Skurcze w końcu pojawiły się, coż z tego - były tak słabe, że dalej mogłam spokojnie czytać.
300 stron później pojawił się lekarz, który postanowił nieco wspomóc chemię sączącą się do żyły - wody płodowe chlusnęły i teraz miało się wszystko potoczyć dużo szybciej. I tak też się stało, choć sprawy przybrały nieoczekiwany obrót i wylądowaliśmy w towarzystwie kilku lekaryz i pielęgniarek na sali operacyjnej, a Kruszynka urodziła się w wyniku cesarskiego cięcia, ktżre z pewnością uratowało jej zdrowie, a może i życie. Na szczęście mąż dotarł do szpitala na czas i nawet był ze mną na sali operacyjnej.
Ponieważ byłam jedynie częściowo znieczulona, mniej więcej wiedziałam co się dzieje - kamień spadł mi z serca kiedy usłyszałam płacz Emilki. Potem jeszcze trzeba było mnie nieco pozszywać i połatać - to chyba trwało najdłużej z całej tej akcji.
Emilka urodziła się w poniedziałek, do domu wróciłyśmy w czwartek. Ja - dość obolała, ale wyposażona w tabletki przeciwbólowe. Po kilku dniach bóle po cesarskim cięciu przestały mi dolegać, odezwały się natomiast plecy, bo choć Emilka to kruszynka, niemal bezustanne noszenie tych trzech kilogramów daje mi się we znaki.
Emilka miała początkowo dość wysoki poziom bilirubiny, jeszcze nie wymagający interwencji, ale monitorowania - tak, co przełożyło się na kilkakrotne pobieranie krwi. Na szczęście po kilku dniach poziom bilirubiny spadł, i w chwili obecnej Mała ma jeszcze tylko białka oczu nieco żółtawe. Poza tym wydaje się, że wszystko jest w porządku, zwłaszcza z jej płucami, bo ogłuszaniu decybelami nocną porą sądząc, ale o tym następnym razem.
Z racji wieku właśnie, mój lekarz postanowił nie czekać do 27 czerwca, kiedy to Emilka miała się planowo urodzić, ale wysłał mnie do szpitala wcześniej. Nawet mogłam sobie wybrać dzień - w wyznaczonych ramach oczwiście.
18 czerwca o 7 rano, z mężem przy boku, grzecznie zgłosiłam się w szpitalu. Podłączno mnie do aparatury monitorującej co trzeba, w żyłę puszczono koktajl na wywołanie porodu i zaczęło się czekanie. Po godzinie odesłałam męża do domu a sama zabrałam się za czytanie. Skurcze w końcu pojawiły się, coż z tego - były tak słabe, że dalej mogłam spokojnie czytać.
300 stron później pojawił się lekarz, który postanowił nieco wspomóc chemię sączącą się do żyły - wody płodowe chlusnęły i teraz miało się wszystko potoczyć dużo szybciej. I tak też się stało, choć sprawy przybrały nieoczekiwany obrót i wylądowaliśmy w towarzystwie kilku lekaryz i pielęgniarek na sali operacyjnej, a Kruszynka urodziła się w wyniku cesarskiego cięcia, ktżre z pewnością uratowało jej zdrowie, a może i życie. Na szczęście mąż dotarł do szpitala na czas i nawet był ze mną na sali operacyjnej.
Ponieważ byłam jedynie częściowo znieczulona, mniej więcej wiedziałam co się dzieje - kamień spadł mi z serca kiedy usłyszałam płacz Emilki. Potem jeszcze trzeba było mnie nieco pozszywać i połatać - to chyba trwało najdłużej z całej tej akcji.
Emilka urodziła się w poniedziałek, do domu wróciłyśmy w czwartek. Ja - dość obolała, ale wyposażona w tabletki przeciwbólowe. Po kilku dniach bóle po cesarskim cięciu przestały mi dolegać, odezwały się natomiast plecy, bo choć Emilka to kruszynka, niemal bezustanne noszenie tych trzech kilogramów daje mi się we znaki.
Emilka miała początkowo dość wysoki poziom bilirubiny, jeszcze nie wymagający interwencji, ale monitorowania - tak, co przełożyło się na kilkakrotne pobieranie krwi. Na szczęście po kilku dniach poziom bilirubiny spadł, i w chwili obecnej Mała ma jeszcze tylko białka oczu nieco żółtawe. Poza tym wydaje się, że wszystko jest w porządku, zwłaszcza z jej płucami, bo ogłuszaniu decybelami nocną porą sądząc, ale o tym następnym razem.