18 września straciłam pracę.
Pracowałam tam ponad 18 lat.
18 listopada zaczęłam pracę w nowym miejscu.
Ogrom stresu w czasie tych dwóch miesięcy można sobie wyobrazić, więc nie będę o tym pisać.
Poza szukaniem pracy zmobilizowałam się do kilku rzeczy, na które nie potrafiłam wykrzesać z siebie energii wcześniej. Odmalowałam stół i szafki kuchenne, bo po czterech latach użytkowania już były nieco odrapane. Skończyłam kardigan dziergany od sierpnia i jak tylko uda mi się zrobić zdjęcia to go tutaj zaprezentuję. Największym projektem było jednak odmalowanie pokoju Emilii.
Po siedmiu latach pokój zdecydowanie domagał się odświeżenia, Emilia, natomiast domagała się zmiany koloru. Przyznam, że kolor, który wybrała nie bardzo mi odpowiadał - taki szarawy i ciemny! Ale doszłam do wniosku, że to przecież nie mój pokój więc postanowiłam zaufać dziecku. I dobrze zrobiłam, bo w połączeniu z białymi meblami, mimo że szarawy, ten odcień niebieskiego bardzo ładnie się prezentuje.
Muszę przyznać, że Emilia ma dar do dekorowania wnętrz i nie pierwszy raz okazało się, że doskonale wie, na co się decyduje i ma dość dobre pojęcie jak efekt końcowy będzie wyglądał. Podobnie było z obrazkami (na pierwszym zdjęciu) - w sklepie, na tle innego towaru prezentowały się nieciekawie, ale na ścianie pokoju Emilii wyglądają bardzo ładnie.
Najwięcej wysiłku i czasu wymagało zaszpachlowanie wszystkich dziur i dziurek w ścianach oraz wyrównanie miejsc po zerwanej farbie. Kiedyś Emilia miała taśmę światełek LED przyklejoną pod sufitem na wszystkich ścianach. Kiedy zerwała tę taśmę, farba zeszła razem z taśmą i teraz musiałam te miejsca zaszpachlować, a potem wyszlifować, żeby nie było widać. A że to było pod samym sufitem to się trochę namęczyłam, ale dobrze mi wyszło i mam satysfakcję, że śladów po zerwanej farbie nie ma.