Na spacer poszłam z Krzyśkiem. To w zasadzie taka krótka wycieczka na jedną z pobliskich, bardzo lubianych przez nas tras — dlatego Emilia przez chwilę zastanawiała się, czy może jednak się z nami wybrać. Szlak Wild Iris Ridge pierwszy raz zaliczyliśmy pięć lat temu i wracamy tam dość regularnie, raz w roku.
Zdarza się, że nie uda się znaleźć miejsca na maleńkim parkingu, ale dzisiaj pogoda była bardzo zniechęcająca, więc tylko najbardziej zdeterminowani wybrali się w plener. Prognoza pogody przewidywała, że ma przestać padać około pierwszej po południu i akurat się sprawdziła. Wprawdzie ołowiane chmury groziły, że jednak zmokniemy, ale na groźbach i targaniu włosów wiatrem się skończyło.
W końcu udało mi się trafić na porę kwitnienia dzikich irysów, od których szlak wziął nazwę —Wild Iris Ridge można przetłumaczyć jako Grań Dzikich Irysów. Kwitnie ich sporo, a poza nimi złapałam w obiektyw jeszcze kilka innych kwiatów.