niedziela, 23 lipca 2023

Crater Lake

Miniony weekend spędziliśmy na terenie Crater Lake National Park (Park Narodowy Jeziora Kraterowego). Miejsce to odwiedziłam zaraz po przyjeździe do Oregonu (19 lat temu) i jeszcze raz kilka lat później, z kilkuletnim Krzysiem. Emilia jeszcze tam nie była.

Crater Lake, widok z na Wizard Island ze szczytu Garfield Peak

Jezioro Kraterowe to najgłębsze jezioro w Stanach Zjednoczonych (594 metry), drugie najgłębsze jezioro w Ameryce Północnej, o dość sporej powierzchni (53 km kwadratowe). W najdłuższym miejscu brzegi jeziora dzieli 9.7 km, a w najszerszym miejscu 8 km.˛

Jezioro powstało około 7700 lat temu w wyniku erupcji, a następnie zapadnięcia się części wierzchołka wulkanu Mount Mazama. Opróżniona komora magmowa zapadła się, tworząc kalderę, która później została stopniowo wypełniona wodą opadową ze śniegu i deszczu. Jezioro nie posiada dopływów w postaci rzek, żadna rzeka nie wypływa też z Crater Lake. Kryształowo czysta woda sprawia, że jezioro ma zawsze błękitną barwę. 


Lato w tym miejscu jest krótkie, a śnieg często zalega do połowy lipca. Średnia opadów śniegu wynosi 12 metrów. Ponieważ w parku jest sporo ciekawych szlaków, starałam się wybrać tam o takiej porze roku, kiedy szlaki te będą otwarte. Na tydzień przed naszym wyjazdem droga po wschodniej stronie jeziora była nadal zamknięta, a na stronie internetowej parku przeczytałam, że pługi śnieżne nadal usuwają śnieg. Dwa zaplanowane przeze mnie szlaki otwarto na dzień przed naszym wyjazdem. Niestety jeden pozostał niedostępny – droga dojazdowa została uszkodzona zimą i jest nadal remontowana.

Latem w Oregonie wybuchają pożary lasów, dym niesie się setkami kilometrów, przesłaniając widoki z wierzchołków gór. Na początku lata zazwyczaj jest mniej pożarów, planując wyjazd, jeszcze w styczniu, ryzykowałam, że albo na terenie parku będzie jeszcze leżał śnieg, albo, że widoki będzie skrywał dym. 
Było trochę i jednego i drugiego. Panorama mogłaby być lepsza, ale niestety lasy w Oregonie już płoną.

Crater Lake, widok ze szczytu Mount Scott

Ponieważ był to wypad nastawiony na wędrowanie, często pod górę, więc wiadomo było, że się spocimy, nocowaliśmy nie na polu namiotowym a w domku kempingowym. Wygodne łóżka z pościelą, łazienka z ręcznikami, ekspres do kawy, ale bez lodówki, mikrofalówki i telewizora – z braku tego ostatniego byłam bardzo zadowolona, z brakiem pozostałych zdobyczy cywilizacji poradziliśmy sobie bez trudu. 


Do wyjazdu przygotowałam się, poczytałam, zaplanowałam wędrówki na każdy dzień, zobaczyliśmy sporo, choć nie wszystko, co chciałam. Jedno miejsce jest niedostępne z powodu pozimowych szkód, remonty trwają też w innych częściach parku, a kilka razy Emilia i jej koleżanka, którą ze sobą zabraliśmy, zastrajkowały i nie chciały wyjść z samochodu. Na szczęście w większości przypadków wybrały sobie parking tuż przy punkcie widokowym, więc siedziały w samochodzie w zasięgu wzroku, ale zdarzyło się, że musieliśmy nieco zmodyfikować plany. Na szczęście tylko nieco.
c.d.n.

2 komentarze:

splocik pisze...

Piękne widoki i wspaniała wyprawa. :)
Ciekawe informacje.
Pozdrawiam ciepło.

Motylek pisze...

Splociku, ano piękne widoki . . . zostały wspomnienia i zdjęcia.
Motylek