poniedziałek, 4 czerwca 2018

Norton Gulch

Na sobotę, podczas naszego "piłkarskiego" wyjazdu do Coos Bay, zaplanowałam wycieczkę do przylądka Cape Arago. Po drodze zatrzymywaliśmy się w ciekawych miejscach a pierwszym z nich był kanion-zatoka Norton Gulch. Zostawiliśmy samochód na parkingu i ruszyliśmy szlakiem na prawo. Początkowo ścieżka prowadziła górą, częściowo wzdłuż drogi, częściowo dochodząc dość blisko urwiska i już od samego początku było co podziwiać:





Potem zeszliśmy w dół, do samej zatoczki wewnątrz utworzonego przez korozję kanionu.


Sama końcówka ścieżki prowadzi przez mostek przerzucony nad strumykiem malowniczo wpadającym do małego oczka wodnego obrośniętego roślinami. Urok tego miejsca można w pełni docenić spoglądając za siebie już będąc na samym dole:


Trafiliśmy akurat na odpływ.


Idąc w stronę oceanu umykały nam spod nóg małe kraby, kolorem nie różniące się od mokrych kamieni. Dostrzec je można było jedynie dzięki ruchowi.


Nie miałam ochoty przedzierać się do samego końca zatoki po ogromnych mokrych głazach. Zatrzymałam się w miejscu, z którego można było dostrzec ocean za skalnym rumowiskiem.


Krzyś poszedł dalej, zerknął za ogromną pionową ścianę nachyloną pod kątem 45 stopni, zdał nam relację z tego co ujrzał a potem zaczął wspinać się na skałę - jak to Krzyś.


Dzieciom podobało się niesamowicie w tym miejscu - tyle skał do powspinania się, tyle pięknych kamieni do kolekcji, tyle krabów, wodorostów a nawet para dzikich gęsi! Gdybyśmy zostali tam na resztę dnia - zapewne ani Krzyś ani Emilia nie narzekaliby. Ale udało mi się ich namówić na odwrót perspektywą zbadania innych, równie ciekawych miejsc. Co ciekawe, tym razem Emilia w ogóle nie marudziła, nawet kiedy trzeba było wspiąć się te kilkanaście metrów pod górę w drodze na parking.


Brak komentarzy: