sobota, 17 marca 2018

Sunriver - Edison Butte Snow Park

Mam tutaj taką koleżankę, z którą poznałyśmy się w szpitalu w dniu urodzin Krzysia. Koleżanka traktuje mnie trochę jak córkę co usprawiedliwione jest różnicą wieku, i co jest dla mnie bardzo miłe. Na początku marca, koleżanka owa wyjeżdżała na weekend wraz ze swoimi znajomymi do dość szpanerskiej miejscowości Sunriver, położonej na płaskowyżu, za górami Kaskadowymi patrząc od naszej strony. A ponieważ córka koleżanki się rozchorowała, zaproponowano bym wraz z dziećmi dołączyła do grupy na weekend - szkoda by marnowało się miejsce w domu i tak już opłaconym.


No to pojechaliśmy. W piątek, zaraz po szkole. Na miejscu byliśmy o siódmej wieczorem, a następnego dnia po śniadaniu wybraliśmy się w pobliskie góry na sanki - z punku widzenia dzieci najważniejszy cel całego wyjazdu.


Zatrzymaliśmy się w pierwszym dozwolonym miejscu z parkingiem, i choć Edison Butte Snow Park nie jest przeznaczony dla amatorów zjazdów saneczkowych, a raczej dla tych na biegówkach bądź na pojazdach śnieżnych, dość szybko znaleźliśmy kilka niewielkich pagórków, które okazały się wystarczające by moje dzieci fantastycznie się bawiły.


Zaletą miejsca był brak innych przedstawicieli homo sapiens - na ogromnym parkingu stały raptem cztery samochody. Ludzie, którzy wysiedli z tego obok nas zwierzyli się, że tam, gdzie byli wcześniej, czyli w miejscu z górką dla sanek, nie było już miejsca na parkingu.


Wkrótce wyszło marcowe słonko, przygrzało, i śnieg zaczął topnieć. Wprawdzie pokrywa była ponad półmetrowa, więc nie groziło, że stopnieje całkowicie, ale sanki straciły poślizg a ubrania zaczęły przemakać.


Dzieci zaczęły opadać z sił. Wtedy znalazły sobie zabawę nie wymagającą wdrapywania się na pagórki. Emilia zaczęła budować wokół siebie śniegowy płot, Krzyś zaczął bawić się z psem koleżanki, Miszą. Rzucał mu kule śniegowe a Misza je łapał. Nie można się było nie uśmiechać na widok tej fantastycznej zabawy.

W końcu wszyscy opadliśmy z sił i przemokliśmy - Emilia nawet bieliznę miała mokrą, a buty obojga schły dwa dni. Na szczęście miałam w samochodzie ubrania na przebranie. No i kanapki i herbatę w termosie.


Po posiłku wróciliśmy do Sunriver, ale to wcale nie był koniec atrakcji, o czym
c. d. n.


Brak komentarzy: