W dolinie Willamette, gdzie mieszkamy, zimy bywają zazwyczaj łagodne: pada głównie deszcz, śnieg to nie lada sensacja, a temperatura rzadko spada poniżej zera. Czasami jednak Natura wybudza się z leniwego snu i wysuwa nieco pazury pokazując nam maluczkim jak niewiele wobec Niej znaczymy mimo tych wszystkich smartfonów i samochodów, które jeżdżą bez kierowcy.
Wystarczyło pokropić deszczem i dmuchnąć zimnym oddechem by zafundować okolicznej ludności atrakcje, jakich nie mieli okazji przeżywać od 35-40 lat.
A było to tak: w środę najpierw mocno popadało (ponad 8 cm deszczu w ciągu doby) a potem, koło południa zaczęła spadać temperatura powietrza. Nie na tyle, żeby woda na ulicach zamarzła - warunki jazdy były nie najgorsze.
Mróz podstępnie chwytał w swoje szpony kropelki na gałęziach drzew, na gałązkach, liściach, których resztki jeszcze znajdowały się na niektórych drzewach. Całkiem ładnie to wyglądało!
Dzieci wyrwały do ogródka zachwycone lodową atrakcją, ale po dwudziestu minutach wróciły do domu zmarznięte i wygłodzone. Z jakim apetytem spałaszowały obiad! Zazwyczaj tak im się uszy trzęsą jedynie kiedy wsuwają słodycze!
Deszcz padał, sopelki rosły, a warstwa lodu na gałęziach pogrubiała się.
A kiedy przestało padać, oblodzone gałęzie zaczęły się łamać. I wtedy zrobiło się niefajnie i niebezpiecznie.
Gałęzie spadały na samochody, na dachy domów, na linie wysokiego napięcia. Zaraz pierwszego dnia spadający konar zerwał nam kabel od internetu, następnego dnia pozbawiona zostałam sznurów do suszenia prania. Cudem jakimś kabel doprowadzający do domu prąd ostał się nienaruszony.
W czwartek rano, w drodze do pracy usłyszałam, że w mieście panują warunki zagrażające ludności i policja zaleca pozostanie w domu. Wszystkie szkoły i przedszkola pozamykano, odwołano wszelkie imprezy zaplanowane na ten dzień a także na dzień następny. Wiele osób nie mogło dojechać do pracy bo drogi blokowały zwalone drzewa, konary, bądź gałęzie na tyle duże by droga była nieprzejezdna. Około 30 tysięcy domostw nie miało prądu, czyli nie mieli ogrzewania, możliwości gotowania ani ciepłej wody. A temperatura spadła poniżej zera a kiedy zaczęła się podnosić, to na tyle nieznacznie, że lód na drzewach nie miał szans na topnienie.
Dopiero w piątek na parę godzin wyszło słońce i wymusiło małą odwilż - zakazałam dzieciom wychodzić do ogródka z obawy, że im na głowę spadnie lodowy grad sopli.
I tak tkwiliśmy w okowach lodu aż do poniedziałku, kiedy to w końcu ociepliło się na tyle, że cały lód stopniał.
W drzewostanie - straszliwe spustoszenia. Trzy z naszych drzew mają połamane gałęzie, ale na szczęście poza sześcioma dniami bez internetu nie ponieśliśmy żadnych szkód.
Trwa sprzątanie mieasta. Dopiero po tygodniu służby miejskie zaczęły ciąć na mniejsze kawałki i wywozić zwalone drzewa i gałęzie - przez cały tydzień jedynie odblokowywali drogi, ulice i uliczki tylko odsuwając wszystko na pobocza lub trawniki. Po tygodniu miasto odetchnęło z ulgą. Pozostały na pamiątkę zdjęcia, a dzieci dostały prezent w postaci dwóch dodatkowych dni przerwy świątecznej.
6 komentarzy:
Nie zazdroszczę, choć widoki piękne. Za to do zwykłego, codziennego funkcjonowania, okropne.
To sie dzieciaki na pewno ucieszyly z wolnego. Moj cierpi, bo kiepska pogoda trafia sie ostatnio tylko na weekendy lub w czasie przerwy w szkole (zlosliwie chyba). Pamietam podobne warunki pogodowe w czasie mojej drugiej zimy w Nowym Jorku, czyli yyyy z cwierc wieku temu. Slicznie to wygladalo. Zwlaszcza wierzby placzace tak "polukrowane". Ale, oczywiscie, zadna to przyjemnosc, gdy przy okazji komus prad przerwalo. Mieliscie szczescie, ze u Was tylko internet.
P
Poziomko - dzieciaki ZAWSZE cieszą się z dodatkowego wolnego, choć tym razem była to radoś słodgko-gorzka, bo w czwrtek mieli mieć w szkole imprezę "the spirit o giving" - uwielbianą przez uczniów, kiedy to wybierają prezenty dla rodziny i jednego kolegi w szkole. O prezenty stara się jeden emerytowany nauczyciel - dostaje dary od sklepów i firm.
Też myślę, że nam się poszczęściło, zwłaszcza, że kabel z prądem leci tuż obok tego od internetu...
Pozdrawiam ciepło,
Motylek
Zdjęcia, widoki cudowne, ale przeżycia wręcz odwrotnie - nie zazdroszczę.
Pozdrawiam ciepło.
Hrabina, Splocik - tak, widoki piękne, ale wystarczą mi na zdjęciach. Naprawdę bałam się, że nam zerwie kabel z prądem albo, że się nam drzewo zwali na dom.
Motylek
Wesołych Świąt!
U nas zawiało śniegiem ale jak to w wietrznym mieście bywa nigdy nie wiadomo co jutrzejszy dzień przyniesie, deszcz czy zamieć śnieżną. Z nadzieją czekamy na ochłodzenie aby było biało w te świąteczne dni.
Jaka by nie była pogoda u nas i u was Święta zawsze będą miłe, czego Tobie i twoim bliskim życzę.
Prześlij komentarz