I rzeczywiście na miejscu przywitał nas błękit nieba i rozkosznie skrzypiący śnieg pod stopami.
No górce byliśmy pierwsi i przez pewien czas mieliśmy całe zbocze tylko dla siebie.
Najpierw cały stok pogrążony był w cieniu, ale w miarę upływu czasu słońce oświetlało coraz większą część zbocza. W promieniach słońca wydawało się nawet, że jest ciepło, ale kiedy tylko weszło się w cień, natychmiast dawało się odczuć jak naprawdę było zimno.
Krzysiek przez pierwsze półtorej godziny zjeżdżał z górki nieprzerwanie - miał niesamowitą frajdę!
Emilia, natomiast, niemal natychmiast zaczęła marudzić i narzekać.
Ściągnęła rękawiczki i wsadziła ręce w śnieg - zmarzły jej ręce,zaczęła płakać i chciała wracać do domu.
Na szczęście mieliśmy w termosie ciepłą herbatę. Dziecko ogrzało się nieco w samochodzie, napiło herbaty i ponownie wyruszyło na śnieg.
Nawet kilka razy zjechała z górki!
A Krzysiek cały czas zjeżdżał i nie przeszkadzało mu że nie ma towarzystwa.
Praca trwała ponad godzinę a Krzysiek mógłby tak kopać pewnie i kolejną. Wykopana nora była tak obszerna, że cała nasza rodzina mogła się w niej zmieścić!
Kolejna przerwa na przekąskę i ciepłą herbatę i oboje wrócili na śnieg.
W końcu widać było, że oboje już są zmęczeni i nadszedł czas na powrót do domu. Bardzo udany wyjazd a pogoda - doskonała. Dawno nam się nie trafiła taka piękna na wyjazd na sanki.
4 komentarze:
Jak ślicznie. Bajkowy świat królika Rogera, jak mówił mój tata. Szkoda, że u nas klimat nie sprzyja takiej bieli. ;)
Super zabawa. Gratuluję pomysłu :)
Super! Tylko pozazdrościć! :)
Ja tez zazdroszcze tej cudnej bieli (choc jestem z tych zdecydowanie cieplolubnych). Nie to co nowojorska plucha, ktora mnie kompletnie zniecheca do zimy.
P
Prześlij komentarz