piątek, 31 maja 2024

Memorial Weekend 2024: Trail of the Molten Land

Pięć kilometrów od wejścia do jaskini (10 minut jazdy samochodem), u podnóża wulkanicznego stożka Lava Butte znajduje się centrum dla zwiedzających z obszernym parkingiem – udaliśmy się tam zaraz po opuszczeniu jaskini. 
W planach było zdobycie Lava Butte, ale na miejscu okazało się, że ochota wyparowała. 

Emilia miała bardzo zły humor od momentu, kiedy podskakując w niższej części jaskini uderzyła się dość mocno w głowę. Gdybym uwierzyła w to co mówi, musiałabym na sygnale gnać do najbliższego szpitala i chyba cudem jedynie jeszcze żyje to moje dziecko. Jako że znam trochę swoją córkę, zaproponowałam jedynie środek przeciwbólowy i że ją przytulę – obie propozycje zostały odrzucone.

W zaistniałych okolicznościach zrezygnowałam z ciągnięcia tej mojej upartej kozy wbrew jej woli ostro pod górę i do tego po asfaltowej drodze – zbocze stożka pokrywa dość sypki żużel wulkaniczny i nie ma żadnego tradycyjnego szlaku dla piechurów, którzy muszą wędrować drogą dla pojazdów mechanicznych. Droga wprawdzie jest na tyle szeroka, aby mogły minąć się dwa osobowe samochody, ale nie ma chodnika, ani nawet wytyczonego pasa dla pieszych. 


Pojawił się pomysł, żeby na górę wjechać, ale okazało się, że na ten dzień bilety wstępu zostały już wyprzedane. W tym miejscu obowiązuje zasada kto pierwszy ten lepszy. Na górze może jednorazowo zaparkować tylko 11 czy 12 samochodów i tyle biletów sprzedawanych jest na każde pół godziny. 

Został nam więc szlak na dole, asfaltowa ścieżka wiodąca przez morze zastygłej lawy i pumeksu do punktu widokowego: Trail of the Molten Land

Molten Land

Emilia bardzo, ale to bardzo nie chciała iść, choć trasa krótka i łatwa – dostępna dla wózków. Zdjęcia nie oddają niesamowitości tego miejsca, kilometry spiętrzonej zastygłej magmy, i daleko na horyzoncie pas lasu, bo natura nie daje przecież za wygraną i gdzie tylko zbierze się odrobinka pyłu i wody, zaniesione w to miejsce nasionko próbuje swych sił. Kilka takich drzew wyrasta na tym bezmiarze bez życia – nie mogłam od nich oderwać wzroku. 

Mount Bachelor

W najbardziej wysuniętym w pole lawy punkcie znajduje się tablica z nazwami wszystkich szczytów, które widać nie tylko z tego miejsca, ale podczas całego spaceru. W czasie naszego pobytu nisko nad horyzontem piętrzyły się cumulusy więc na zdjęciach nie za dobrze widać te wszystkie szczyty ponieważ nie odznaczają się na białym tle, ale na miejscu widać je było dość dobrze. Niesamowity widok!


Przed odjazdem wstąpiliśmy do budynku centrum dla odwiedzających aby skorzystać z toalety. Zaraz przy wejściu natknęliśmy się na pracownika służb leśnych, który zaproponował Emilii żeby została Junior Ranger. (Kilkanaście lat temu Krzysiek wziął udział w tym programie w innym parku stanowym – zapis zachował się tutaj – dyplom i plakietka gdzieś są zachomikowane w domu, ale pewnie natknę się na nie szukając zupełnie czegoś innego.) Emilii zaiskrzyły się oczy, wzięła książeczkę z pytaniami i poszła szukać odpowiedzi. Część z nich znała ze szkoły, pozostałe znalazła w materiałach dostępnych w centrum. Pan zapytał Krzyśka czy też chciałby zostać Junior Ranger. Krzysiek chwilę się wahał – czy to aby przystoi dorosłemu osiemnastolatkowi, który za chwilę kończy liceum – ale wahanie to nie trwało długo i dołączył do siostry. 


Kiedy oboje zgodnie wpisywali odpowiedzi, ja przejrzałam półki w księgarni i ucięłam sobie pogawędkę z leśniczym na temat warunków panujących w miejscu, do którego wybieraliśmy się następnego dnia. Dzięki temu dowiedziałam się, że droga dojazdowa do tego miejsca jest nadal zasypana śniegiem, a jeśli chcemy się tam wybrać na piechotę to powinniśmy mieć raki. Raków nie posiadaliśmy, przez zaspy śnieżne przedzierać się ochoty nie miałam, i tak oto plany na następny dzień zostały zmodyfikowane zawczasu, ale o tym będzie następnym razem. 

Tymczasem dzieci odpowiedziały na wszystkie pytania, odpowiedzi zostały sprawdzone, przysięga złożona (co zostało uwiecznione na zdjęciach) i teraz mam w domu dwóch Junior Rangers.

 


wtorek, 28 maja 2024

Memorial Weekend 2024: Lava River Cave

Jak co roku w długi weekend pod koniec maja (z okazji Memorial Day) wybraliśmy się na kilkudniową wycieczkę, w tym roku na drugą stronę Gór Kaskadowych, aby kontynuować zwiedzanie tamtejszych terenów, rozpoczęte dwa lata temu (o czym pisałam tutaj.) 

Pierwszą atrakcję tegorocznego wyjazdu zaliczyliśmy jeszcze w drodze do motelu: Lava River Cave. To długa na milę (ok. 1.5 km) jaskinia-tunel, która została utworzona około 700 000 lat temu przez wydobywającą się z otworu wulkanicznego lawę. Górna, boczna, i dolna część strumienia lawy ostygła i zestaliła się, ale wewnątrz nadal płynęła rzeka magmy, a kiedy strumień lawy w końcu wypłynął, pozostała skorupa – obecna jaskinia.

Wchodzimy do jaskini.

W jaskini niezależnie od pory roku panuje stała temperatura 2-5 stopni Celsjusza. Miałam ciepłą kurtkę i kaptur, ale mogłam jeszcze zabrać czapkę. Emilia zaparła się, że kurtki nie założy (no bo przecież głupio będzie wyglądała) więc zmarzła. Gimnazjalistki nie przekonasz! Pod koniec naciągała rękawy bluzy, chowając w nie dłonie i nawet przeprosiła się z kapturem – przestało jej przeszkadzać, że jej się fryzura zepsuje. 

Mieliśmy ze sobą różne latarki, w sumie pięć. Niektóre lepiej oświetlały nierówne dno jaskini (schody i metalowe platformy są tylko na początku), więc widzieliśmy po czym stąpamy, inne lepiej nadawały się do oglądania ścian i sklepienia. Na miejscu można też wypożyczyć latarki. Korzystanie z latarek w telefonach komórkowych jest stanowczo odradzane.

Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się i wyłączyliśmy latarki. Nigdy dotąd nie dane nam było doświadczyć tak doskonałej, nie zmąconej niczym ciemności. Żadnej elektronicznej diody, żadnej gwiazdy na niebie, żadnej lampy ulicznej — czerń doskonała. Nie odczuwaliśmy lęku — pod opuszkiem palca czekał przycisk, by przywołać na powrót słabe, ale jednak światło.

Sklepienie tunelu jest dość wysoko, tylko w jednym miejscu obniża się na tyle, że nawet Emilia musiała się schylić. Doszliśmy do punktu, w którym się zawraca. Tunel prowadzi jeszcze dalej, ale tamta część jest niedostępna dla zwiedzających.

Koniec części dostępnej do zwiedzania.

W jaskini nie ma żadnego sztucznego oświetlenia, nie ma też toalety. Do jaskini nie wolno wprowadzać psów.

Zanim weszliśmy do środka musieliśmy przejść krótkie przeszkolenie, nie tylko ze względu na nasze bezpieczeństwo, ale także ze względu na zamieszkujące jaskinię nietoperze – w sumie 13 gatunków. O tej porze roku wybudzają się z zimowego snu i jak gramolą się nieporadnie przy ścianie jaskini to nic im nie jest, po prostu jeszcze są nieco zaspane. 

Jaskinię można zwiedzać za darmo, ale wpuszczana jest ograniczona liczba zwiedzających. Rezerwacji dokonuje się na stronie internetowej. Memorial Weekend to nieoficjalne otwarcie sezonu letniego i w takich miejscach jest tłoczno, ale kiedy dokonywałam rezerwacji na tydzień przed wyjazdem nie było żadnego problemu.

Wychodzimy na powierzchnię.

Nietoperzy żadnych nie udało nam się wypatrzeć, ale za to Emilia spotkała koleżankę z basenu, a kiedy wychodziliśmy z jaskini spotkaliśmy Rodaków – na naszym dzikim zachodzie to raczej rzadkość. Wymieniliśmy się grzecznościami, ale nie gawędziliśmy – widać było, że pani zdecydowanie nie ma ochoty na rozmowę.

niedziela, 19 maja 2024

National Honor Society

Za trzy tygodnie Krzysiek kończy naukę w liceum. Uporał się już z egzaminami z matury międzynarodowej (wyniki w lipcu), ale jeszcze został mu egzamin ze statystyki na poziomie zaawansowanym — to w tym tygodniu. A potem już tylko pozaliczać ostatnie testy z pozostałych przedmiotów a 7 czerwca uroczyste zakończenie nauki w liceum. 

Te ostatnie tygodnie są bardzo intensywne nie tylko z racji egzaminów, ale i innych uroczystości. W minionym tygodniu trzy razy towarzyszyłam synowi podczas takich okolicznościowych imprez. Między innymi zostałam zaproszona na piątkowy apel szkolny, podczas którego kilkunastu uczniów otrzymało dyplomy za szczególne osiągnięcia z poszczególnych przedmiotów. Mimo że Krzysiek zawsze bardzo dobrze się uczył, dopiero teraz został w ten sposób wyróżniony. Co ciekawe został nominowany przez czterech nauczycieli, ale zasady mają takie, że jeden uczeń dostaje jeden dyplom — żeby wyróżnić większą ilość uczniów. Krzysiek za bardzo się nie przejął, że dostał tylko jeden dyplom, wystarczyła mu świadomość, że aż czterech nauczycieli chciało go w ten sposób wyróżnić.


Dzień wcześniej, w czwartkowy wieczór, wybraliśmy się całą trójką na uroczystość National Honor Society, podczas której przyjęto w poczet nowych członków oraz żegnano odchodzących (uczniów ostatniej klasy liceum). 
W tym roku Krzysiek pełnił funkcję wiceprezesa. 
Uroczystość była bardzo poniosła, odchodzący członkowie otrzymali dyplomy, medale oraz sznury — to ważne, podczas uroczystości rozdania dyplomów, sznury te stanowią element stroju a każdy z nich symbolizuje jakieś osiągnięcie. Krzysiek już sobie zbiera w jednym miejscu wszystkie sznury i medale, którymi się obwiesi tego dnia.

Po oficjalnej części zrobiliśmy sobie zdjęcie jeszcze w auli a potem było oczywiście ciasto.


W auli oświetlenie było kiepskie, nie za dobre do zdjęć, więc poszaleliśmy na zewnątrz, jeszcze na terenie szkoły. 


Rozdział National Honor Society zamknięty a tak dobrze pamiętam kiedy Krzysiek został przyjęty do stowarzyszeniazostał przyjęty do stowarzyszenia.

O trzeciej okazji napiszę osobno bo to nieco inna kategoria.

niedziela, 12 maja 2024

Dzień Matki

W drugą niedzielę maja w USA obchodzony jest Dzień Matki. Odkąd tylko pamiętam zawsze jest tego dnia przepiękna pogoda. Tydzień temu lało jak z cebra a dzisiaj piękne lato. Zjedliśmy obiad na tarasie, ale przy deserze (ciasto, lody, truskawki) wymiękliśmy — choć dzieci stwierdziły, że na deser zawsze jest miejsce w żołądku. Poleniuchowaliśmy w hamakach — jeden mamy na stałe pod daszkiem, drugi rozwiesiliśmy wczoraj między czereśniami. 


W prezencie od dzieci dostałam kwiaty — poprosiłam o petunie, bo tak mi się ich zachciało w tym roku. Na razie są maleńkie:



W ogródku przepięknie — soczysta zieleń i cudne kwiaty. Kwitną powojniki, ostatni bez (biały), maki, irysy, i pierwsze róże. 










Już za chwileczkę zakwitną piwonie — na razie są jeszcze w pąkach. Nawet te rozsadzone i przeniesione na nową rabatkę mają kilka pąków. Rabatka w tej chwili prezentuje się tak: 


Ciemierniki jeszcze kwitną i choć nie są już tak piękne jak kilka tygodni temu to jednak zdumiewa długość okresu kwitnienia. W następnym rzędzie są piwonie, a potem niewidoczne na tym zdjęciu, ale już wschodzące kwiaty, których nazwy w tej chwili nie pamiętam. Rabatka będzie szersza, bo jeszcze chcę tam przenieść rozchodnik i irysy, ale obecnie mój czas jest bardziej potrzebny w warzywniku. 

Udało mi się wyhodować z nasion wydłubanych z kupionych w sklepie pomidorów kilka krzaczków.


Jeszcze trzymam je w moim mini namiociku, bo grządki jeszcze nieprzygotowane pod rozsadę. Najpierw lało, potem byłam po zabiegu wstawienia implantów (stomatologicznych) i nie wolno mi było się wysilać, potem znowu lało. W szklarence czekają na przesadzenie do gruntu papryki, które udało mi się przezimować. 


Z pięciu sztuk dwie uschły, trzy przetrwały, puściły listeczki a ostatnio wypatrzyłam na nich pąki kwiatów.

W mojej małej garażowej suszarni suszy się pierwsza porcja liści mięty, babki lancetowatej, mniszka lekarskiego, i malin.


niedziela, 5 maja 2024

Kwiatowo-motylkowe kartki

Dzisiaj kilka kartek kwiatowo-motylkowych. 

Pewnego dnia naszła mnie nieprzebrana ochota zrobienia kartek i powstały te prezentowane poniżej. W środku każda z nich ma obrazek Susan Winget wycięty ze starego kalendarza z jej reprodukcjami. Kiedy kartka ma powędrować do solenizanta, wklejam karteczkę z życzeniami. Dość ciężko zrobić zdjęcie środka bez pomocy jeszcze jednej osoby, a że kiedy robiłam zdjęcia, byłam w domu sama, zdjęcia wnętrza kartek są, jakie są — mocno niedoskonałe. Niemniej jednak widać co trzeba.

Kartek jest sporo bo aż osiem! Najpierw zdjęcie zbiorcze, potem każda kartka osobno.




















Karki zgłaszam do dwóch zabaw. 

Jedna z nich to Rękodzieło i przysłowia albo...2 u Splocika, z majowym przysłowiem Ręka pracuje, głowa rozkazuje, i cytatem "Podstawowe składniki kreatywności są dokładnie takie same dla wszystkich: odwaga, czary, pozwolenie, wytrwałość, ufność — a te elementy są dostępne dla wszystkich. To wcale nie oznacza, że twórcze życie zawsze jest łatwe, oznacza natomiast, że twórcze życie jest możliwe." - Elizabeth Gilbert



Druga zabawa to Coś prostego u Reni.