niedziela, 14 stycznia 2024

Nancy

Nancy, chomik, wydostała się z klatki. 

Kilka tygodni temu Nancy zamieszkała w kuchni, ponieważ jej nocny tryb życia zakłócał odpoczynek Emilii. Podczas wakacji nie stanowiło to problemu – Emilia chodziła spać późno, a potem spała do południa, ale wraz z rozpoczęciem roku szkolnego nocne hałasowanie zaczęło być problematyczne. A Nancy potrafiła nieźle się tłuc! Dlatego drzwi do kuchni były zamknięte – żeby pozostali domownicy jej nie słyszeli. 

Pewnej nocy udało jej się podważyć dość ciężkie przeszklone wieko klatki i wydostać się na wolność. Noc spędziła pracowicie, urządzając sobie norkę w szufladzie pod kuchenką. Naznosiła co znalazła chusteczkę higieniczną, instrukcję obsługi, kawałek folii. Widać to wszystko nie wystarczyło, więc odgryzła wiązanie mojego kuchennego fartucha i też zaniosła do swojego nowego gniazdka. A potem zaczęła chomikować zapasy żywności – wszystko, co wpadło pod kuchenkę i nie zostało wyssane przez odkurzacz, kocią karmę, wygryzła nawet sukulent z doniczki i dodała do swoich zapasów. 



Takie pracowite małe zwierzątko – wszystko to w jedną noc! 

Rano obudziła ją Emila robiąca sobie śniadanie. Obudzona Nancy postanowiła opuścić swoje legowisko. Przy okazji wystraszyła nie na żarty Emilię, która przybiegła do mnie z wiadomością, że słyszy jakiś dziwny hałas dobiegający spod kuchenki. Zanim zdążyłam wziąć latarkę, żeby sprawdzić, co takiego urzęduje pod kuchenką, Nancy wychynęła w całej swej słodkiej zaspanej puszystości.

Nancy! Złapałam ją i przytuliłam – przecież mogła wleźć w jakąś dziurę, utknąć i już tam zostać. Kicia mogła stwierdzić, że jednak chomik to smaczna nocna przekąska, mimo że do tej pory nie wykazywała zainteresowania akurat tym gryzoniem. Tyle rzeczy mogło się stać! 

Nancy wyglądała na całą i zdrową, tylko mocno zaspaną. Odetchnęłam z ulgą i umieściłam ją w jej terrarium, na wieko położyłam książkę. 

Wieczorem nie zwróciłam uwagi, że nie hałasuje jak zazwyczaj, że nie przerabia kartonu na wióry, że nie sprawdza co też porabiamy w kuchni. Dopiero następnego dnia zwróciłam uwagę na ten bezruch. Znamienny. Niestety, za swą nocną przygodę Nancy zapłaciła najwyższą możliwą cenę a ja mam poczucie winy, że nie upilnowałam jej. Bo gdyby nie wydostała się z klatki, to nie zjadłaby czegoś co jej zaszkodziło. Mam nadzieję, że nie cierpiało zwierzątko. Kiedy ją znalazłam, wyglądała jakby spała, zagrzebana w swojej norce. 



4 komentarze:

Urszula97 pisze...

Smutne to, no cóż zdarza się, trzymajcie się,pozdrawiam cieplutko.

dee pisze...

Chomiczki sa kochane, niestety zyja zbyt krotko! Nasz zyl niewiele ponad 2 lata, z czego ostatnie pol roku w piwnicy. Tez jakims cudem zwial z klatki i przez szpare pod drzwiami dostal sie wlasnie tam. Norke urzadzil sobie w zaglebieniu muru. Czasem wychodzil, kiedy ktos z nas w piwnicy byl. Ciesze sie, ze przynajmniej reszte zycia spedzil tak jak chcial:)

Antonina pisze...

Współczuję rozstania ze zwierzątkiem. Kiedy moja córka była mniej więcej w wieku Twojej, to także przeszliśmy etap chomikowy rozbudowany na kilka lat. Pojawiały się kolejne chomiki, hodowle małych, ratowanie najsłabszych ze stada. Najpiękniejszym chomikiem był Pusio, cały beżowy, z długim futerkiem-żył aż ponad trzy lata. I naturalnie był wypuszczany z klatki na wędrówki po wersalce. Obok żył pies, a potem w czasach studenckich był królik Czesio. Teraz córka tak, jak ja, ma dwa psy.

splocik pisze...

Każde rozstanie z ukochanym zwierzaczkiem przyprawia o ból serca. :)
Trochę smutne zakończenie. :(
Pozdrawiam ciepło.