Mrozy w końcu minęły, krokusy nieco zmarnowane, ale przecież i tak piękne po szaro-burych zimowych miesiącach. Jako pierwsze, jak co roku, zakwitły żółte — jeszcze przed ochłodzeniem.
Kilka lat temu posadziłam je na skraju posesji wzdłuż krawężnika — po jednej cebulce co 30 cm. Po kilku latach te dwukolorowe pięknie się rozmnożyły, natomiast większość białych znikła. Jednolite fioletowe są, nawet się nieco rozmnożyły, ale bardzo niewiele w porównaniu z tymi dwukolorowymi.
Ładnie kwitnie ciemiernik, choć też nieco zmarnowany ulewnymi deszczami.
Chodząc po ogródku, zwróciłam uwagę na forsycję, która dzisiaj jeszcze w pąkach, ale już za chwilę zacznie kwitnąć.
Kwitną też ulubione wiosenne kwiaty Emilii — żonkile.
A na koniec scenka zaobserwowana przez okno kuchenne — kruk rozprawia się z orzechem włoskim. Za domem sąsiadów rośnie ogromny orzech. Co roku wiewiórki robią zapasy na zimę, zakopując orzechy gdzie popadnie — rujnując wszystkie okoliczne trawniki. Na wiosnę wyrastają orzechy na wszystkich grządkach.
3 komentarze:
U ciebie piękna wiosna pełną parą już rusza, a u mnie w powijakach, ale i tak cieszy, że nadchodzi.
Pozdrawiam ciepło.
U Was juz wiosna w pełni- u mnie w ogrodzie krokusy dopiero zaczęły kiełkować.
Moje też znikły, ale ostatnio dowiedziałam się, że co 4 lata trzeba je wykopać i płytko posadzić, bo inaczej wejdą tak głęboko, że nie dadzą rady już sie wybić.
Pozdrawiam serdecznie
Splocik: 😄
Renata: Nie wiedziałam, że tak się robi z krokusami. Dzięki za podpowiedź!
Motylek
Prześlij komentarz