piątek, 6 grudnia 2013

Prezent od Mikołaja

Święty Mikołaj sprawił nam dzisiaj wspaniały prezent. Wprawdzie znaleźliśmy go nie pod poduszką, ale za oknem, ale mniejsza o lokalizację!

ŚNIEG!

Puszysty, drobniutki - bielił się za oknem, sypał z nieba.

Jeszcze przed siódmą rano Krzyś szalał w ogródku w pełnym zimowym rynsztunku. Wkrótce dołączyła do niego Emilia oraz ja - z konieczności, bo wolałabym zaczekać aż się całkiem rozwidni.


Dla Emilii był to pierwszy kontakt ze śniegiem. Myślałam, że bardziej się będzie dziwić, ale nie, białe zimne coś przyjęła radośnie ale ze spokojem.


Rano zażywaliśmy białego szaleństwa przez godzinę. Drugi raz, jeszcze przed południem, Emilii już się nie podobało tak bardzo. Siadała na ziemi i marudziła. Krzyś - wprost przeciwnie. Po półtorej godzinie niemal na siłę musiałam go ściągnąć do domu na obiad. Teraz znowu pobiegł, tym razem bawić się z dziećmi sąsiadów.


Nie obyło się bez bałwana, choć śnieg jest suchy i nie chce się lepić. Krzyś usypał kopczyk i z braku toczonych kul ma bałwana na miarę możliwości.


A ja tylko wymieniam dziecku rękawiczki, bo od ciągłego ściągania i zakładania śnieg się topi i rękawiczki są zaraz mokre. Już zabrakło mu własnych rękawic, moich i taty, teraz biega w swoich starych - za małych. Czapki też ciągle wymieniam, bo cały czas pada i po jakimś czasie każda czapka jest mokra.
No i ciągle ścieram z podłogi mokre plamy po stopionym śniegu.


Wygląda na to, że śniegiem będziemy mogli się nacieszyć przez kilka najbliższych dni - z północy nadciągnął zimny front i już od kilku dni jest mroźno, nawet do -10 stopni Celsjusza! W nocy, w dzień trochę cieplej, ale nie na tyle, żeby śnieg stopniał.

Tą mniej przyjemną stroną jest odśnieżanie przed domem. Odwaliłam z całego podjazdu i chodnika 15 cm śniegu ok. 11 rano. Teraz, 2,5 godziny później sypiący śnieg zniweczył moje wysiłki. Mięśnie, nie nawykłe do tego rodzaju wysiłku, obolałe, a tu szykuje się druga runda. A odśnieżyć trzeba bo wprawdzie dzisiaj nigdzie dalej się nie wybieramy, ale jutro rano Krzyś ma karate a ja mam w tym czasie odebrać tort urodzinowy dla koleżanki. Dobrze, że o opony zimowe mąż zadbał jakieś dwa tygodnie temu. A m'[ oczywiście w delegacji - jak zawsze kiedy nawiedzą nas ekstremalne warunki pogodowe.

W mieście ogólna panika, wszystkie szkoły i przedszkola pozamykane. W naszym okręgu ten dzień i tak był już wcześniej zaplanowany jako dzień wolny, więc zajęć nie trzeba było odwoływać.

Brak komentarzy: