sobota, 12 października 2013

Na farmie

Wczorajszy piątek był dniem wolnym od zajęć szkolnych (z powodu łatania dziury w budżecie), więc jak co roku o tej porze, wybraliśmy się na jedną z pobliskich farm. Głównym celem był zakup dyni - Halloween nadchodzi, dom trzeba stosownie przyozdobić na zewnątrz i w środku.

Poza dyniami kupiłam jeszcze jabłka, gruszki, ziemniaki, cebulę i suszone śliwki - smaczne a w tym roku dodatkowo tańsze niż w sklepe.

Zakupy zapakowałam do samochodu i oddaliśmy się części rekreacyjnej.


Atrakcja pierwsza - zwierzęta. Osioł, kucyk, kury, koguty, indyki, króliki, a przede wszystkim kozy, do których kojca można było wejść w tym roku, i które można było do woli karmić i głaskać. A że na farmie byliśmy dość wcześnie, nie musieliśmy się rozpychać łokciami i cały inwentarz mieliśmy niemal na własność.


Atrakcja druga - labirynty, jeden ułożony z kostek słomy, drugi na polu kukurydzy. Ponieważ byliśmy ze znajomymi, dzieci było w sumie ośmioro, i poza Emilią, wszystkie poszalały zwłaszcza w słomie. W tem labirynt wkomponowano zjeżdżalnie z rur kanalizacyjnych i ten prymitywny plac zabaw co roku kasuje wszystkie wyszukane zjeżdżalnie i drabinki dostępne w mieście. A im więcej słomy we włosach i na ubraniu, tym lepiej!


Na polu kukurydzy było błotniście. Dzieci momentalnie zniknęły nam, dorosłym, z oczu, poza Emilią, która za to po kilku krokach potknęła się i efektownie upadła w błotko. Na to, że wrócimy wypaprani od stóp do głów byłam przygotowana i dlatego ubrani byliśmy w niezbyt eleganckie, mocno podniszczone rzeczy, których nie szkoda utytłać w błocie. Dzieci miały też gumowce, z których Krzyś zrobił użytek skacząc po kałużach ile sił mu w nogach starczyło ku wyraźnie widocznej zazdrości tych dzieci, które gumowców nie miały, i którym rodzice taplać się w błotnistych kałużach nie pozwolili.


Atrakcja trzecia - spacer na pole z dyniami. Spacer ze specjalnym wózkiem, na którym przywozi się wybrane na polu dynie. W tamtą stronę starsze dzieciaki na zmianę ciągnęły wózek, na którym siedziała reszta ferajny - nawet Emilia załapała się na przejażdżkę w objęciach brata!


Pogoda dopisała na miarę pory roku - nie padało, czasem nawet na chwilę wyjrzało słońce i było cieplej niż się spodziewałam. Cztery godziny hasania na świeżym powietrzu mocno nas zmęczyły, ale pozostawiły wspaniałe wspomnienia. 

Brak komentarzy: