Emilia zapamiętała już, że przedszkole, to takie miejsce, w którym mama ją zostawia i idzie sobie. Trzeciego dnia wyraziła protest - rozwrzeszczała się i rozpłakała, że słychać ją było na ulicy. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam. Mam nadzieję, że w końcu załapie, że jednak mama po nią przychodzi, więc nie jest tak źle.
Aby mnie uspokoić, pani przysłała mi na komórkę zdjęcie Emilii bawiącej się na polu - bez łez, ale ze smoczkiem-pocieszycielem.
No i nadal nie chce nic jeść w przedszkolu - ostatnio na lunch zjadła jeden kawałek makaronu. Dobrze, że choć porządne śniadanie spałaszowała tego dnia.
Emilia ma wprawdzie lalki, jedną nawet tuli i uspakaja, kiedy ta płacze, ale zdecydowanie częściej bawi się zabawkami brata, samochodami (brum, brum) i pistoletami.
Ten na zdjęciu szczególnie jej się podoba, bo przyciskając spust efekty świetlne mogą konkurować z niejedną dyskoteką, a ogłuszające dźwięki szalenie podobają się mojej córeczce. Nie jestem pewna czy ten entuzjazm podziela tata, zwłaszcza o 6.30 rano.
Emilia w ogóle podbiera bratu wszystko co się da, nie tylko zabawki, ale nawet plecak szkolny. Uwielbia też w tym plecaku grzebać, a kiedy dogrzebie się do opakowania na drugie śniadanie, wyjada resztki, o ile jakieś są.
To już norma, że bardziej interesują ją książki Krzysia, mimo niewielu ilustracji, niż te przeznaczone dla dzieci w jej wieku. Dobrze, że chociaż delikatnie się z nimi obchodzi, choć niestety dorwała moją książkę i ozdobiła ją swoimi gryzmołami. Nauczka, żeby żadnych pisadeł nie zostawiać w zasięgu rączek Małej. Krzysia tak nie ciągnęło do pisania po wszystkim, więc to nowość w naszym domu. Tak samo jak popisane ołówkiem czy długopisem szafki kuchenne.
Wspomniana wcześniej lalka ma swój własny fotelik samochodowy, z zapinanymi pasami - zatrzaski tego typu (klik klik) fascynują Emilię - bez problemu sama je zapina, ale ma za słabe paluszki, żeby odpiąć - do tego potrzebna jest mama.
Mała opanowuje coraz to nowe umiejętności: chodzenie do tyłu, wirowanie, wchodzenie na łóżko brata, schodzenie ze wszystkich łóżek, kanap i foteli, a dzisiaj rano dwa razy wgramoliła się na krzesło w kuchni - to osiągnięcie akurat mnie nie za bardzo cieszy.
Każdego dnia zdarzają się sytuacje, kiedy Emilia zaskakuje nas, bądź rozśmiesza do łez. Kiedyś powiedziałam, że idziemy się myć, ale coś mnie zatrzymało w kuchni. Kiedy doszłam do łazienki, Emilia stała już pod drzwiami trzymając wanienkę, którą najpierw przytaszczyła z sypialni, gdzie ją trzymam bo w łazience nie ma miejsca.
Kiedy wyrzuca coś do kosza, podnosi nogę usiłując wepchnąć stopą kosz głębiej pod zlew - uświadomiła mi, że to ja tak robię, nie schylam się i nie popycham kosza ręką, ale właśnie stopą. Kosz ma przykrywkę, którą blokuje zlew, i żeby ją podnieść na tyle, żeby cokolwiek wrzucić do środka, trzeba go najpierw trochę wysunąć. A potem wsunąć, żeby zamknąć drzwiczki.
Nauczyłam ją też pokazywać rączkami "jeszcze/więcej", tak, jak uczą tego dzieci w wielu przedszkolach. Szybciutko załapała i bardzo się cieszy, kiedy może pokazać, że chce jeszcze więcej czegoś tam.
Usiłuje coś tam mówić, ale niewiele z tego przypomina słowa, które dałoby się zidentyfikować. Ostatnio jak nakręcona powtarzała "bye babe" ku uciesze wszystkich wokół, bo rzecz miała miejsce w sklepie. Wesoło bywa z tą naszą Sroczką, tylko nie w nocy - nadal budzi mnie 6 razy co noc, a czasem nawet jeszcze więcej. W tej kwestii pogorszyło się, niestety.
Przez jakiś tydzień ślicznie dawała sobie umyć zęby, albo sama to nawet robiła, a potem jej przeszło i teraz nie ma mocnych, nie da się Emilii umyć ząbków.
Aby mnie uspokoić, pani przysłała mi na komórkę zdjęcie Emilii bawiącej się na polu - bez łez, ale ze smoczkiem-pocieszycielem.
No i nadal nie chce nic jeść w przedszkolu - ostatnio na lunch zjadła jeden kawałek makaronu. Dobrze, że choć porządne śniadanie spałaszowała tego dnia.
Emilia ma wprawdzie lalki, jedną nawet tuli i uspakaja, kiedy ta płacze, ale zdecydowanie częściej bawi się zabawkami brata, samochodami (brum, brum) i pistoletami.
Ten na zdjęciu szczególnie jej się podoba, bo przyciskając spust efekty świetlne mogą konkurować z niejedną dyskoteką, a ogłuszające dźwięki szalenie podobają się mojej córeczce. Nie jestem pewna czy ten entuzjazm podziela tata, zwłaszcza o 6.30 rano.
Emilia w ogóle podbiera bratu wszystko co się da, nie tylko zabawki, ale nawet plecak szkolny. Uwielbia też w tym plecaku grzebać, a kiedy dogrzebie się do opakowania na drugie śniadanie, wyjada resztki, o ile jakieś są.To już norma, że bardziej interesują ją książki Krzysia, mimo niewielu ilustracji, niż te przeznaczone dla dzieci w jej wieku. Dobrze, że chociaż delikatnie się z nimi obchodzi, choć niestety dorwała moją książkę i ozdobiła ją swoimi gryzmołami. Nauczka, żeby żadnych pisadeł nie zostawiać w zasięgu rączek Małej. Krzysia tak nie ciągnęło do pisania po wszystkim, więc to nowość w naszym domu. Tak samo jak popisane ołówkiem czy długopisem szafki kuchenne.
Wspomniana wcześniej lalka ma swój własny fotelik samochodowy, z zapinanymi pasami - zatrzaski tego typu (klik klik) fascynują Emilię - bez problemu sama je zapina, ale ma za słabe paluszki, żeby odpiąć - do tego potrzebna jest mama.
Mała opanowuje coraz to nowe umiejętności: chodzenie do tyłu, wirowanie, wchodzenie na łóżko brata, schodzenie ze wszystkich łóżek, kanap i foteli, a dzisiaj rano dwa razy wgramoliła się na krzesło w kuchni - to osiągnięcie akurat mnie nie za bardzo cieszy.
Każdego dnia zdarzają się sytuacje, kiedy Emilia zaskakuje nas, bądź rozśmiesza do łez. Kiedyś powiedziałam, że idziemy się myć, ale coś mnie zatrzymało w kuchni. Kiedy doszłam do łazienki, Emilia stała już pod drzwiami trzymając wanienkę, którą najpierw przytaszczyła z sypialni, gdzie ją trzymam bo w łazience nie ma miejsca.
Kiedy wyrzuca coś do kosza, podnosi nogę usiłując wepchnąć stopą kosz głębiej pod zlew - uświadomiła mi, że to ja tak robię, nie schylam się i nie popycham kosza ręką, ale właśnie stopą. Kosz ma przykrywkę, którą blokuje zlew, i żeby ją podnieść na tyle, żeby cokolwiek wrzucić do środka, trzeba go najpierw trochę wysunąć. A potem wsunąć, żeby zamknąć drzwiczki.
Nauczyłam ją też pokazywać rączkami "jeszcze/więcej", tak, jak uczą tego dzieci w wielu przedszkolach. Szybciutko załapała i bardzo się cieszy, kiedy może pokazać, że chce jeszcze więcej czegoś tam.
Usiłuje coś tam mówić, ale niewiele z tego przypomina słowa, które dałoby się zidentyfikować. Ostatnio jak nakręcona powtarzała "bye babe" ku uciesze wszystkich wokół, bo rzecz miała miejsce w sklepie. Wesoło bywa z tą naszą Sroczką, tylko nie w nocy - nadal budzi mnie 6 razy co noc, a czasem nawet jeszcze więcej. W tej kwestii pogorszyło się, niestety.
Przez jakiś tydzień ślicznie dawała sobie umyć zęby, albo sama to nawet robiła, a potem jej przeszło i teraz nie ma mocnych, nie da się Emilii umyć ząbków.





jeszcze gorzej spi to przez pójście do przedszkola .Oczywiście,że to minie tylko czy starczy siły mamy?
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jacy rodzice potrafią być wpatrzeni bezkrytycznie w swoje pociechy .Emilce może trzeba dać do przedszkola jej zastawę albo coś co kojarzy w domu z jedzeniem.No trudne to jest i już.Pozdrawiam Krycha
Krycha - I do tego chyba jeszcze zabkuje, bo pcha paluszki do buzi. Jakos przetrzymam - musze, innego wyjscia nie ma. Zobaczymy jak to dalej bedzie z Emilka - mam nadzieje, ze dobrze!
OdpowiedzUsuńMotylek