Miniony tydzień oraz bieżący mają dzieci wolny od zajęć. W zeszłym tygodniu były ferie wiosenne, ten tydzień wolny jest z powodu łatania dziury w budżecie. Ponieważ absolutnie niedopuszczalne jest, żeby Krzyś spędził ten czas przed telewizorem, zaplanowałam ten czas, wypełniając dni dość intensywnie różnymi zajęciami. Między innymi spotkaliśmy się ze znajomymi, z którymi w dni wypełnione zajęciami szkolnymi i pozaszkolnymi, nie możemy się zobaczyć. Pogoda dopieściła nas w tym roku - cały miniony tydzień był ciepły i słoneczny a piątek, sobota i połowa niedzieli - bajka! Plus 20 stopni (Celsjusza)! Krótkie spodenki w Wielkanoc to nawet u nas gratka nie lada.
W sobotę, jak co roku, świętowaliśmy w polskim gronie. W tym roku wybraliśmy się do znajomych, którzy dwa lata temu wyprowadzili się z Eugene - 1.5 godziny jazdy samochodem. W związku z wyjazdem, na prośbę koleżanki, proboszcz z jej parafii poświęcił nam pokarmy w sobotę rano - jak w zeszłym roku, święcenie miało charakter bardzo kameralny, 4 polskie rodziny i dwie Amerykanki. Prosto z kościoła pognaliśmy na imprezkę.
Wszyscy, i dorośli i dzieci (razem 26 osób!) bawili się świetnie i ciężko się było rozstać. W drodze powrotnej tata i Emilia spali, a Krzyś splądrował koszyczek ze święconką - zjadł wszystko co się dało poza jajkami, których nie lubi. Przynajmniej się dziecko nie nudziło.
Chyba mało nam było tego świętowania z przyjaciółmi, bo w niedzielę zdzwoniliśmy się i spotkaliśmy się w parku - dzieci, hiperaktywne na cukrze ze świątecznych słodyczy, miały okazję spalić nieco kalorii, wybiegały się i wyskakały w pięknej parkowej scenerii. Ja podziwiałam kwitnące magnolie oraz soczystą zieleń trawy. Wczoraj zabrałam ze sobą aparat i dobrze, bo Emilka ślicznie wyglądała w odświętnej sukience na zielonej trawce.
Bardzo udane, naprawdę radosne święta, choć Emilka nadal dochodzi do siebie po tych dwóch bardzo intensywnych dniach, tak odmiennych od spokojnego życia codziennego.
W sobotę, jak co roku, świętowaliśmy w polskim gronie. W tym roku wybraliśmy się do znajomych, którzy dwa lata temu wyprowadzili się z Eugene - 1.5 godziny jazdy samochodem. W związku z wyjazdem, na prośbę koleżanki, proboszcz z jej parafii poświęcił nam pokarmy w sobotę rano - jak w zeszłym roku, święcenie miało charakter bardzo kameralny, 4 polskie rodziny i dwie Amerykanki. Prosto z kościoła pognaliśmy na imprezkę.
Wszyscy, i dorośli i dzieci (razem 26 osób!) bawili się świetnie i ciężko się było rozstać. W drodze powrotnej tata i Emilia spali, a Krzyś splądrował koszyczek ze święconką - zjadł wszystko co się dało poza jajkami, których nie lubi. Przynajmniej się dziecko nie nudziło.
Chyba mało nam było tego świętowania z przyjaciółmi, bo w niedzielę zdzwoniliśmy się i spotkaliśmy się w parku - dzieci, hiperaktywne na cukrze ze świątecznych słodyczy, miały okazję spalić nieco kalorii, wybiegały się i wyskakały w pięknej parkowej scenerii. Ja podziwiałam kwitnące magnolie oraz soczystą zieleń trawy. Wczoraj zabrałam ze sobą aparat i dobrze, bo Emilka ślicznie wyglądała w odświętnej sukience na zielonej trawce.
Bardzo udane, naprawdę radosne święta, choć Emilka nadal dochodzi do siebie po tych dwóch bardzo intensywnych dniach, tak odmiennych od spokojnego życia codziennego.

aż oczy rażą od tej zieleni,u nas biało i biało i dalej zapowiadają biało,
OdpowiedzUsuń