Strony

piątek, 30 listopada 2012

Chorujemy sobie

Przeziębiłam się. Potwornie. Tak paskudnego przeziębienia nie miałam od kilku lat. Nawet na kilka dni zaniemówiłam. Emilka na szczęście nie bała się mojego skrzeku a przekonana była, że to taka zabawa - śmiała się radośnie ilekroć usiłowałam cokolwiek wyartykuować.

Oczywiście bałam się, i nadal się boję, że zarażę dzieci. Pyzunia sypia ze mną, a Hultajstwo często migruje do mojej sypialni bo a to mu się coś niedorego przyśni, a to twierdzi, że mu zimno, albo po prostu chce się poprzytulać do mamy.

Póki co, starsze dziecko ma się wyśmienicie, młodsze natomiast dostało zapalenia spojówek, więc wczoraj zaliczyłyśmy wizytę u lekarza a potem wycieczkę po aptekach. W tej najbliższej nie mieli maści przepisanej przez panią lekarkę, ale zadzwonili do kilku aptek i skierowali mnie do tej, w której maść była. Mieli receptę przefaksować.

Dojechałam na miejsce, ale okazało się, że recepty nie ma. Czekam, czekam, w końcu dzwonię i pytam czy już przefaksowali bo nie doszło. Dowiedziałam się, że tak, pół godziny temu. Czekam, czekam - na szczęście Mała śpi, ale zbliża się pora karmienia, więc zaczynam się niepokoić. Pałeczkę przejęła pracownica apteki i zaczęła wydzwaniać. Kilka połączeń później, kiedy okazało się, że receptę faksowali do innej apteki (!!!), udało się w końcu zrealizować receptę i  maść wykupić. Dojechałyśmy do domu zanim Emilię obudziła pustka w żołądku.

Na szczęście od lekarstwa tego nie zależało życie mojej Małej, ale czekając myślałam o tym, gdyby tak było. Nie pierwszy raz zaobserwowałam, że pracownice tamtej apteki traktują klientów jak zło konieczne i zapominają, że to dla klientów właśnie ta apteka istnieje a nie dla nich. Ileż to już razy widziałam, jak każą czekać chorym, często starszym ludziom 20 - 30 minut, mimo, że nikogo innego (innych klientów) w aptece nie ma, a same w tym czasie sobie plotkują! Postanowiłam zmienić aptekę, mimo, że do tej mam najbliżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz