piątek, 31 marca 2017

Wiosenne zmiany

Właśnie kończą się ferie wiosenne.

Pogoda w tym roku nie bardzo dopisała - prawie cały czas lało i tylko we wtorek i dzisiaj dzieci mogły się pobawić na zewnątrz.

Nie wyjeżdżaliśmy nigdzie na ferie. Cały tydzień spędziliśmy w domu, życie toczyło się zwykłym trybem z tą jedynie różnicą, że Krzysiek nie chodził  do szkoły. Żeby nie spędził całego tygodnia przed ekranem, zapisałam go na zajęcia z water polo na basenie: od poniedziałku do piątku od 8.00 do 11.00. Krzysiek bardzo zadowolony, ja też.

Poza tym trochę czasu spędził u kolegi a dwa dni u mnie w pracy.
Krzysiek nadal bardzo lubi kiedy go zabieram ze sobą do pracy, głównie z powodu dystrybutora z napojami w puszkach, gorącej czekolady oraz ciasteczek bądź czekoladek, które zawsze ktoś do pracy przynosi. W jeden dzień pozwoliłam mu pograć na tablecie, drugiego dnia tablet został w domu a Krzysiek spędził pięć godzin czytając Harrego Pottera - też był zadowolony.

Już od dość dawna Krzysiek mówił, że chciałby chodzić na zajęcia z piłki nożnej. U nas to zajęcia sezonowe, wiosenne odbywają się w kwietniu i maju. Udało mi się nie przegapić terminu zapisów a w ubiegłym tygodniu odbyły się eliminacje, podczas których trenerzy rozdzielili chłopaków do trzech drużyn - na tyle wystarczyło zawodników w tej grupie wiekowej (5 i 6 klasa) w naszym rejonie.

Pogoda podczas eliminacji trafiła się paskudna: lało jak z cebra, wiało okropnie i było zimno - 5 stopni na plusie. Chłopakom to nie przeszkadzało. Rodzice stali przez 90 minut i przyglądali się pociechom marznąc i moknąc. Ponieważ miałam ze sobą odtwarzacz mp3, spędziłam ten czas maszerując wokół murawy i słuchając "Kwietniowej czarownicy" Majgull Axelsson. Po trzecim okrążeniu nie było mi już zimno, ale do końca nie rozgrzałam się na tyle, by zrobiło mi się gorąco. W sumie okrążyłam murawę 15 razy.
Po kilku okrążeniach jeszcze jedna osoba poszła w moje ślady, reszta rodziców wybrała opcję powolnego zamrzania na stojąco.

Skład drużyn ustalony i treningi ruszają w drugim tygodniu kwietnia.
Już w przyszłym tygodniu zaczynają się natomiast zajęcia lekkoatletyczne (Track & Field) - podobnie jak w zeszłym roku, o czym pisałam tutaj: KLIK. Krzysiek bardzo chciał i w tym roku brać w nich udział i wraz z kolegami już od miesiąca trenują bieganie podczas przerw.

Piłka nożna, lekkoatletyka, karate i dżudo to stanowczo za dużo nawet dla Krzyśka, w związku z tym na półtora miesiąc zawiesiłam zajęcia w dodżo z karate i dżudo. Track & Field, poza mityngami, odbywają się przy szkole Krzyśka, i tylko odbierać muszę go osobiście. Na piłkę trzeba go jednak będzie zawozić kilka kilometrów do szkoły, przy której jest duże boisko ze sztuczną murawą i do tego odpowiednio oświetlone. Na szczęście tuż obok jest plac zabaw, więc o ile nie będzie lało, będziemy miały gdzie spędzać czas z Emilią.

wtorek, 28 marca 2017

Kocia cierpliwość

Kicia jest zwierzęciem cierpliwym o dużej odporności na żarty moich dzieci.
Na szczęście ich psikusy są nieinwazyjne i nie wiążą się z żadną przemocą wobec kotki. Przypuszczam, że gdyby naprawdę zaczęli jej dokuczać, szybko sprawdziliby na własnej skórze jak ostre pazury mają koty i z jaką szybkością potrafią swą broń odbezpieczyć i użyć.

Póki co, dzieci traktują kota jak zabawkę. Wprawdzie nie jest drewnianym klockiem, ale można ją wykorzystać przy budowie koloseum.


A konkretnie, obudować i zamknąć wewnątrz budowli.


Kicia z najwyższych budowli wyskakuje z wdziękiem i nigdy nie strąca żadnych klocków!

Kicia dorobiła się też swoich własnych zabawek, czasem się nawet nimi bawi:



Choć najbardziej lubi gonić jakieś wyimaginowane stworzenia lub atakować dywan.

To jeden z powodów dlaczego nie lubię zostawiać jej samej w domu. Nie zdarza jej się nabrudzić mimo braku kuwety. Za to lubi sobie narozrabiać, albo uciąć drzemkę na kuchennym stole. Pewnego dnia wracam do domu i zastaję taki oto widok:


Emilia zostawiła rozgrzebany kram z malowankami, Kicia usadowiła się w samym centrum, na jednym z malunków. Na szczęście już suchym.
Jakiś czas później Emilia odwdzięczyła się kotce malując jej ogon żółtą farbą. Kicia nie protestowała - widać lubi ten kolor.

Ale pierwszą myślą, jaka przyszła nam do głowy, kiedy zobaczyliśmy kota ulokowanego na środku stołu było, że obiad sam się podał.


Sięgnięcie do szuflady ze sztućcami wydało się dość naturalne.
Ale że nie jadamy surowego mięsa i do tego w futrze, to się Kici upiekło.
Do piekarnika jeszcze nie wchodzi, ale do spiżarki - i owszem! Do szafek z garnkami też i potem muszę wszystkie myć.

Ostatnio ubawiła nas do łez kiedy wpakowała się na przewijak i ucięła sobie na nim drzemkę.
Przewijak, jeszcze Emilkowy, wyciągnęłam z szafy dla koleżanki, która ma nadzieję zostać babcią w przyszłości raczej nieokreślonej, ale skoro akurat była u mnie, to chciałam jej go dać. Najpierw zaprotestowała Emilia, a kiedy już porzuciła przewijak wybawiwszy się nim uprzednio, Kicia uznała, że doskonale nadaje się na kocie legowisko.



sobota, 25 marca 2017

Biały z warkoczami

Chyba na poprzednie urodziny dostałam białą włóczkę na sweterek dla Emilii. Ktoś usłyszał, jak mówiłam, że wyrosła z poprzedniego białego do sukienek, więc dostałam materiał na wykonanie następnego.

Zwlekałam dość długo, bo włóczką nie byłam zachwycona. Owszem, biała, ale na lekki sweterek do letnich sukienek za gruba. Ale osobę, od której włóczkę dostałam spotykam na tyle często, że nie mogłam motków tak po prostu podarować komuś innemu lub zrobić z nich coś innego.

Marudziłam, że zastanawiam się nad wzorem, że nie mam natchnienia ani czasu, aż w końcu stwierdziłam, że czas skończyć to przeciąganie bo wcale zabawne to (dla mnie) nie było.

Postanowiłam zrobić dość prosty rozpinany sweter, którego jedyną ozdobą są dwa warkocze po każdej stronie zapięcia. I wyszło mi coś takiego:


Ujdzie. Zachwycona nie jestem. Włóczka nadal mi się nie podoba i sama sobie takiej z pewnością nie kupię. Dobrze, że Emilii się podoba.

Sweterek zrobiłam na wyrost - okazuje się, że dość mocno na wyrost, ale dzieciom zdarza się, że śmignąć w górę dość mocno w krótkim czasie, więc jakby co, to na przyszły sezon też będzie.


Kiedy zaczynałam dziergać, myślałam, że wystarczy włóczki na kaptur, ale okazało się, że nie. Mogłam dokupić jeden motek, ale że dostałam kolejną włóczkę na urodziny (tym razem BARDZO mi się ona podoba!) chciałam jak najszybciej skończyć biały dla Emilii i zacząć ten dla siebie.

Garść informacji:
  • włóczka: BERNAT Satin, 100% akryl; 182 m/100 gram
  • zużycie: 277 gram (prawie 3 motki) czyli 507 metrów
  • druty: 4 mm
  • wzór: z głowy

środa, 22 marca 2017

Cztery i czterdzieści

Jak się ma urodziny w środku tygodnia to świętowanie rozciąga się na dwa weekendy. Już po moich urodzinach spotkałyśmy się, jak co roku, w gronie polskich pań z okazji Dnia Kobiet i moich urodzin. To już taka nasza mała tradycja - raz do roku spotykamy się baz dziatwy i mężów.

No to jeszcze pokażę co dostałam w prezencie na tym spotkaniu:


Cudne kubeczki z motylkami firmy Lenox z serii Butterfly Meadow Bloom.

Oglądałam je w sklepie, ale są dość drogie, więc na oglądaniu się skończyło. Nie tylko są śliczne i mają motylki, ale też są niewielkie a ja nie przepadam za typowym amerykańskim rozmiarem naczynia do picia przypominającym małe wiaderko.

Na zdjęciu widać też ręczniczki w motywem wielkanocnym oraz zestaw do babeczek - świąteczne wypieki mam już więc zaplanowane.

Bystre oczy wypatrzyły zapewne też i wisiorek na zdjęciu: oprawiony w srebro zielony bursztyn. Jestem nim zachwycona!

A w pracy dostałam kartkę w kopercie ozdobionej specjalnie dla mnie, o takiej:


Fajnie jest mieć urodziny!

niedziela, 19 marca 2017

Kilka nieco cieplejszych dni i...

Zimę chyba mamy już za sobą. Ostatnio nieco się ociepliło, jednego dnia było nawet +20 stopni! Ponieważ wypadł ten dzień w weekend, pracowicie spędziłam go porządkując ogródek po zimie. Udało mi się też wysuszyć pierwsze w tym roku pranie na zewnątrz. Ale zaraz następnego dnia nadszedł kolejny front przynosząc opady we wszelkich możliwych odmianach od przelotnych po intensywne.

Ale wzrost temperatury o te kilka stopni spowodował, że wszystko, z chwastami na czele, zaczęło intensywnie piąć się ku słońcu a ogródek nabrał kolorów. Najwięcej, jak to o tej porze roku, jest żółtego.



Ale i innych barw powoli przybywa.







czwartek, 16 marca 2017

Uśmiechnięty wtorek

We wtorki jestem z Emilią w domu. Teoretycznie pracuję w domu, w praktyce pracuję w sobotę i niedzielę a we wtorek spełniam zachcianki Emilii. Jak choćby te, by upiec ciasto. Czasem waniliowe, a czasem kolorowe. W miniony wtorek wyszło kolorowe ciasto waniliowe, na dodatek roześmiane niemal od ucha do ucha:


Ciasto zrobiłam z torebki, z połowy porcji, bo Emilia zbyt szybko traci zainteresowanie żeby bawić się w odmierzanie składników i analizowanie treści przepisu. Upiekłam dwa okrągłe placki i przełożyłam bitą śmietaną.

Emilia ostatnio namiętnie ogląda filmy na uTube przedstawiające pieczenie i dekorowanie tortów i torcików i co chwilę przybiega do mnie z pytaniem czy możemy takie zrobić. Mimo, że jej urodziny wypadają dopiero w czerwcu, cały czas na tapecie jest temat urodzin i tortu urodzinowego. Wstępna koncepcja już jest, ale jej na razie nie zdradzę. Powiem tylko, że przygotowując się do doniosłego dzieła upieczenia tortu na piąte urodziny, sprawdziłam jak wychodzi ciasto pieczone z dodatkiem barwników do jedzenia.


Eksperyment udał się wbrew mojemu sceptycznemu podejściu. Do jednej części ciasta dodałam barwnika żółtego, do drugiej części - zielonego. Bita śmietana pomiędzy jest z dodatkiem barwnika niebieskiego, a na górze - czerwonego. Została mi resztka śmietany bez barwnika i stąd ta buźka na górze. Dzieciom pomysł z dekoracją bardzo się spodobał.


Samo ciasto też im smakowało.

poniedziałek, 13 marca 2017

Berek!

Jeszcze w sierpniu, zapisując Krzyśka do piątej klasy, rozmawiałam z panią dyrektor szkoły na temat programu TAG* (Talented and Gifted - Nauczanie Dzieci Uzdolnionych i Utalentowanych) - chciałam się dowiedzieć jaka jest procedura zakwalifikowania dziecka do tego programu i czy Krzś by się załapał. (Do czerwca ubiegłego roku byłam nieświadoma istnienia takiego programu i dopiero córka sąsiadów "uświadomiła" mnie, ale rok szkolny właśnie się był skończył.)

Pani dyrektor podeszła do sprawy pozytywnie, ale trzeba było zaczekać na wyniki wiosennych testów, tych zdawanych po koniec czwartej klasy. Kiedy wyniki te dotarły do szkoły (pisałam o tym tutaj: KLIK), okazało się, że nie były one wystarczająco dobre, by dziecko automatycznie zakwalifikować do programu TAG. (Trochę się zdziwiłam, bo moim zdaniem wyniki te były bardzo dobre.)

Wówczas pani dyrektor wystosowała podanie o przetestowanie Krzyśka przez szkolnego psychologa.

Trochę to trwało zanim szkolny psycholog dotarł do szkoły, ale w końcu 15 lutego Krzysiek został przetestowany, a na początku marca dotarła do szkoły opinia pani psycholog rekomendująca włączenie mojego syna do programu TAG. (Poniżej fragment dokumentu. Czerwoną ramką zaznaczyłam fragment stwierdzający jaki iloraz inteligencji Krzysiek uzyskał na tych testach.)



W dniu urodzin, z samego rana, spotkałam się z dyrektorką szkoły w celu omówienia wyników, które nie pozostawiają wątpliwości, że Hultajstwo to uzdolniona intelektualnie bestia. Chyba trudno wyobrazić sobie lepszy prezent urodzinowy!


Po spotkaniu musiałam jeszcze wypełnić kilka papierków, Krysiek napisał pracę pod tytułem "Moja Idealna Szkoła" i teraz zespół szkolny zajmujący się dziećmi uzdolnionymi ma opracować program dla Krzyśka. Mam nadzieję, że nastąpi to niebawem i że Krzysiek przestanie się w końcu w szkole nudzić.

* tag po angielsku znaczy także Berek! (gra ruchowa)

sobota, 11 marca 2017

Pierwsze oznaki wiosny

No nareszcie!
Myślałam, że już nie przyjdzie, ale w końcu nieśmiało nastaje u nas wiosna.


Fioletowo-białych krokusów już nie przegapiłam. Pewnie dlatego, że rosną przy samym wejściu do domu.


Ogródek prosi się o prace porządkowe, ale ciągle pada, siąpi bądź leje i choć teoretycznie można i w deszczu działać w ogrodzie, ja jednak wolę unikać okazji do przeziębienia się.


Krzewy i drzewa już mają pąki, z każdym dniem większe, i czekają na nieco cieplejsze dni by wypuścić listeczki.

Okolica zażółciła się, u mnie też zaczęły już kwitnąć pierwsze narcyzy.


A zaraz jak rozwinęły pąki, powalił je deszcz ze śniegiem. Na szczęście nie były zbyt zmaltretowane by je wstawić do wazonu.

środa, 8 marca 2017

Czterdzieści i cztery

Krewni i znajomi Motylka wiedzą, jakiego wpisu mogą się spodziewać w Okruchach 8 marca: urodzinowego!

Ponieważ urodziny w tym roku wypadają mi w środę, na coroczną sesję u fotografa udaliśmy się kilka dni wcześniej. Dzięki temu mogę dzisiaj pokazać kilka fotek.


Tegoroczne zdjęcia bardzo mi się podobają i nie wiem co sprawiło, że tak ładnie na nich wyszliśmy - czy to oko pani fotograf, czy ubrania, czy po prostu w ciągu minionego roku tak wypięknieliśmy!


Oczywiście najładniej wyszły dzieci - na niektóre zdjęcia napatrzeć się nie mogę, więc zamówiłam sobie kilka całkowicie zbędnych gadżetów.


Od stycznia zastanawiałam się na co przeznaczyć wygraną w konkursie na odchudzanie i właśnie się zdecydowałam - zaszalałam z czystym sumieniem!


Krzyś bardzo się pilnował by nie pokazać w uśmiechu aparatu korekcyjnego na zębach, a szkoda, ale to jego decyzja, więc ją uszanowałam.


Emilia jest w takim wieku, że naturalnie na wszystkich zdjęciach wygląda cudnie, ale mi najbardziej podoba się właśnie to powyżej.


O moich urodzinach pamiętało jeszcze kilka osób, pamięcią tą sprawiając mi ogromną przyjemność.

Z życzeniami przesłanymi tradycyjną drogą pocztową jako pierwsza zaskoczyła mnie Splocik:


Kartki z życzeniami spodziewałam się, ale takiej obfitości prezentów - nie. Między innymi zostałam obdarowana cudownym kompletem frywolitkowych podkładek z serwetką w złotym kolorze.



Nie tylko misterne i delikatne, ale wykonane tak niesamowicie starannie, że ich widok wręcz zapiera dech, a zdjęcia żadną miarą nie oddają ich uroku. Uwierzcie mi - to prawdziwe arcydzieła! (Zdjęcia autorstwa Splocik - dziękuję za pożyczenie w celu publikacji w tym wpisie!)


W kopercie było jeszcze kilka innych niespodzianek związanych z tym co Motylek lubi robić w nielicznych wolnych chwilach - ach, jak miło dostawać TAKIE prezenty

Kolejny raz potwierdza się moje przekonanie, że mam najwspanialsze koleżanki na świecie. Zawsze mogę na nich polegać w trudnych chwilach, a w dniu urodzin obsypują mnie deszczem wspaniałych prezentów.


Na zdjęcie nie załapała się pościel polarowa, którą dostałam, bo jedna z moich koleżanek stwierdziła, że koniecznie muszę taką mieć. Widać za to resztę: książki, włóczkę, druty, słodycze, perfumy i album na przepisy do samodzielnego wykonania.

W sobotę, jeszcze przed urodzinami, jedna z koleżanek zaprosiła mnie do siebie na obiad. Wiadomo, że to z okazji moich urodzin, ale nie spodziewałam się, że wciągnie w niespodziankę drugą koleżankę, która upiekła tort. Całkowicie zaskoczyły mnie obie, kiedy po obiedzie wniosły do pokoju tort ze świeczkami. Bardzo się wzruszyłam! Dzieci były zachwycone! Z radością pomogły mi zdmuchnąć świeczki.


Za pamięć, życzenia, i te, które otrzymałam pocztą naziemną jak i elektroniczną, - bardzo dziękuję!

sobota, 4 marca 2017

Oregon Battle of the Books 2017

Za nami już tegoroczna edycja turnieju Oregon Battle of the Books.
W tym roku, w szkole Krzyśka, do turnieju przystąpiło 21 drużyn - 84 dzieci z klas trzecich, czwartych i piątych!

Drużyny biorące udział w OBOB 2017


Krzysiek przeczytał wszystkie 16 książek z tegorocznej listy (sztuki tej dokonało jedynie czworo z 84 dzieci). Oto lista:

  1. Because of Mr. Terupt, Bob Buyea
  2. Escaping the Giant Wave, Peg Kehret
  3. Harry Potter and the Sorcerer's Stone, J. K. Rowling (Na pierwszej części Harrego Pottera się nie skończyło - Krzysiek wpadł jak śliwka w kompot i czyta, czyta, czyta pochłaniając kolejne tomy, właśnie skończył piątą część, czeka na szóstą i cały czas mi powtarza, że i ja muszę, MUSZE serię o HP przeczytać, KONIECZNIE!)
  4. Hook's Revenge, Heidi Schultz
  5. Joshua Dread, Lee Bacon
  6. Knucklehead, Jon Scieszka (Autor polskiego pochodzenia, pisze między innymi o swoich dziadkach, jak się liczy po polsku do pięciu, itp. Miły polski akcent. Swego czasu Krzysiek przeczytał całą serię tegoż autora, cienkich ale szalenie interesujących książeczek.)
  7. Matilda, Roald Dahl (W czasie studiów czytałam opowiadania tegoż autora Tales of the Unexpected i wspominam tę lekturę z przyjemnością - jeśli ktoś ma możliwość po nie sięgnąć to gorąco polecam.)
  8. Miss Spitfire: Reaching Helen Keller, Sarah Miller
  9. Quinny and Hopper, Adriana Brad Schanen
  10. Ramona Quimby, Age 8, Beverly Cleary
  11. Rescue on the Oregon Trail, Kate Messner
  12. Skateboard Party, Karen English
  13. Small Steps: The Year I Got Polio, Peg Kehret
  14. A Snicker of Magic, Natalie Lloyd
  15. Upside-Down Magic, Sarah Mlynowski
  16. Woof, Spencer Quinn

Pierwszy tydzień marca pełen był potyczek, które doprowadziły do wyłonienia drużyny, która będzie reprezentować szkołę na poziomie regionalnym.

Wybrałam się do szkoły na półfinały.

Półfinały

Z pierwszej potyczki zwycięsko wyszły Soccer Legends - te same dziewczyny, które przegrały rok temu w finale. Z równorzędnej potyczki półfinałowej zwycięsko wyszli Hot Tamales - chłopcy, którzy w ubiegłym roku reprezentowali szkołę na szczeblu regionalnym. Obie drużyny zmieniły w tym roku nazwy, ale nie zmieniły składu. Wczoraj odbyła się potyczka finałowa.

Tuż przed rozpoczęciem potyczki fanowej

Dziewczyny odgrażały się, że w tym roku to one wygrają, chłopaki, że zwyciężą oni. Emocje sięgały zenitu. Finałowa potyczka rozpoczęła się!



W tym roku dziewczyny były zdecydowanie lepsze, choć obie drużyny nie znały odpowiedzi na sporo pytań i zakończyły potyczkę z dużo gorszymi wynikami niż rok temu. Zwyciężyły Soccer Legends i to one będę dalej walczyć w rozgrywkach regionalnych.

Pamiątkowe zdjęcie Hot Tamales z panią bibiotekarką

Tym razem to chłopcy płakali - porażka gorzko smakuje.