sobota, 27 lutego 2016

Lutowa "wyprawa" pod namiot

Emilia wyrosła już ze swojego maleńkiego różowego śpiworu, korzystając więc z wyprzedaży zimowych, została wyposażona w nowy śpiwór - wprawdzie nie różowy, ale za to na tyle duży, że powinien jej posłużyć przez kilka lat.
Krzysiek też dostał nowy cieplejszy śpiwór, ponieważ w starym marzł.

Nowe zabawki szalenie spodobały się dzieciom. To niesamowite ile różnych zabaw potrafili wymyślić. I oczywiście Emilia kilka nocy przespała w śpiworze.


Kiedy już śpiwory straciły nieco na nowości, Emilia przypomniała sobie w jakich okolicznościach zasadniczo śpiwory są używane i pojawiło się pytanie kiedy pojedziemy pod namiot.

- No kiedy? Możemy już teraz? Dzisiaj? 

Nudziła i nudziła, aż w końcu postawiła na swoim i wyprawa pod namiot doszła do skutku.


A że namiot stanął w dużym pokoju a nie na polu namiotowym na rzeką, jeziorem czy w pobliżu oceanu - dziecku nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu.

Dobrze, że mamy jeszcze stary mały namiot, bo ten, z którym teraz jeździmy raczej nie zmieściłby się w naszym "salonie".

Niniejszym, pierwsze namiotowanie w tym roku mamy odfajkowane!

czwartek, 25 lutego 2016

Projekt dla domu Nr 11

Projekt Nr 11 zaplanowałam sobie na listopadowy długi weekend z okazji święta dziękczynienia. Jak to z planami bywa - zostały pokrzyżowane.
Miałam malować, co wiąże się z intensywnym wietrzeniem, a tu nagle zapanowały siarczyste (jak na nasze warunki) mrozy, jakby to było Boże Narodzenienie, tylko śniegu nie napadało. Za to szyby samochodów trzeba było skrobać.

Projekt został zawiedszony na kołku do ocieplenia. Kiedy takowe nadeszło, paskudnie się zaziębiłam, a kaszel nie opuszczał mnie do stycznia.
I znowu malowanie zostało odłożone na później.

Aż nadszedł kolejny dłuższy weekend w styczniu, Martin Luter King Day.
Z okazji tego święta nie wszyscy mają wolne, zazwyczaj tylko sektor publiczny, więc szkoły były pozamykane, ale przedszkola nie. Ja miałam wolne, bo od kilku lat u nas w pracy obchodzimy to święto. Zawiozłam więc Emilię do przedszkola, złapałam za pędzel i wałek do malowania i zabrałam się do pracy.

Pod pędzel trafiły drzwi szafy wnękowej w pokoju Krzyśka.

Kilka lat temu jedno skrzydło wypadło z zawiasów, a że było takiej wspaniałej jakości, nie dało się naprawić i trzeba było wymienić na nowe. Co też zostało dokonane, ale nowe skrzydło różniło się od starego kolorem, a raczej odcieniem bieli. Męskiej części rodziny to nie raziło - nawet nie dostrzegli żadnej różnicy, ale mój sokoli wzrok wypatrzył natychmiast, a czepialska natura nie pozwoliła odpuścić sobie. I to mimo kliku lat oswajania się z tym widokiem. Dodatkowo gałka w jednym skrzydla była szara a w drugim beżowa.

Emilia nie pętała się pod pędzlem, Krzysiek miał zakaz wchodzenia do swojego pokoju, odpaliłam sobie audiobuka i malowanie poszło sprawnie choć zajęło mi więcej czasu niż przewidywałam - nowsze skrzydło wymagało trzech warstw farby by kolory obu skrzydeł w końcu się wyrównayły.


Kiedy już farba dobrze wyschła, przykręciłam nowe gałki - dokupiłam takie jak najbardziej pasujące do gałek w szafkach i biurku.

Dwa ostatnie projekty, ten i jeszcze jeden, o którym napiszę innym razem, przesunęły mi się nieco w  czasie, ale plan został wykonany - 12 projektów na 12 miesięcy.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Bez dziurek

Zabrałam ostatnio dzieci do dentysty na wizytę kontrolną i czyszczenie zębów.
Dla Krzysia to już rutyna, ale dla Emilii była to pierwsza wizyta jako pacjentki a nie osoby towarzyszącej.

W ramach przygotowań do wizyty u dentysty, wspomniałam o planach na kilka dni przed, i za każdym razem Emilia reagowała podobnie:

- Ja nie chcę! Nie pójdę! Nie!

Aż w końcu poszłam po rozum do głowy, i wieczorem przed wizytą zwróciłam się wyłącznie do Krzysia:

- Jutro, zaraz po szkole, zabieram Cię do dentysty. Po wyjściu z klasy szybciutko wyjdź ze szkoły - będę na Ciebie czekała w samochodzie pod szkołą i pojedziemy prosto do dentysty.

Kiedy Emilia usłyszała, że zamierzam zabrać gdzieś brata, a jej nie, natychmiast zareagowała:

- Ja też! Ja też chcę do dentysty! Zabierz mnie też!

Po chwili mocno udawanego wahania i zastanawiania się, wyraziłam zgodę, ale pod warunkiem, że Emilia obieca ładnie się zachowywać, bo inaczej więcej jej nie zabiorę.

Obiecała.

Obietnicy dotrzymała.

Bez problemu dała sobie zrobić rentgena ząbków, wyczyścić ząbki, zafluorować i pięknie otwierała paszczę na całą trzyletnią szerokość kiedy pani dentystka oglądała jej ząbki.

Z ogromnym zadowoleniem przyjęłam wiadomość, że oboje, i Emilia i Krzyś, nie mają żadnych dziur w zębach, i że oboje mają zęby czyste, i najwyraźniej dobrze dbają o higienę jamy ustnej.

Natomiast pani dentystka  ze zdziwieniem przyjęła informację, że Emilia myje ząbki sama - podobno dzieci w tym wieku nie posiadają wystarczających zdolności manualnych, aby dobrze poradzić sobie z tym zadaniem. Oczywiście ja zawsze jetem obok i przypominam o umyciu zębów i z tyłu i u góry.

Wygląda na to, że Krzysiek nie będzie miał górnych ósemek - na zdjęciu widać zawiązki jedynie ósemek dolnych. Ponadto czeka nas wizyta u ortodonty, ponieważ szczęka górna rozwija się szybciej niż dolna i możliwe, że trzeba będzie skorygować różnicę aparatem korekcyjnym. Konsultację mamy ustaloną na koniec kwietnia - zobaczymy czego się wówczas dowiemy.

piątek, 19 lutego 2016

Chusta

Dawno, dawno temu (czyli 6 lat temu) zrobiłam sobie sweterek z melanżowej włóczki (ten: KLIK), ale potem okazało się, że jakoś mi nie podszedł, długo leżał na półce, aż w końcu sprułam go, a włóczkowe kuleczki odłożyłam do kosza z innymi kłębkami.  Szkoda mi było wyrzucić dobrą włóczkę, a pomysłu na wykorzystanie długo nie miałam. W końcu postanowiłam sobie zrobić chustę szydełkową. Taką najprostszą z prostych, funkcjonalną, acz niekoniecznie piękną, przeznaczoną do opatulania się w pracy w chłodniejsze poranki.

W sieci znalazłam odpowiedni wzór z opisem wykonania.  Muszę przyznać, że wzór jest niesamowicie przystępnie napisany, więc w mig chwyta się o co biega i nawet taki lajkonik w sprawach szydełkowych jak ja z łatwością sobie radzi. Chwyciłam za szydełko i wykorzystłam włóczkę niemal do końca. Oto efekt:


Szkoda, że nie miałam jeszcze jednego motka, bo chusta mogła by spokojnie być nieco większa.



Chustę z miejsca przechwyciła Emilia, ale kiedy, po jakiś dwóch tygodniach, straciła nią zainteresowanie, przyniosłam sobie chustę do pracy i opatulam się nią w miarę potrzeby.

Okazało się nawet, ku mojemu zaskoczeniu, że kilku osobom bardzo się podoba!


Dane techniczne:
  • włóczka: Troitsk Yarn Countryside,  50% wełna, 50% akryl, 250 m/100 gram
  • zużycie: 400 gram [1000 metrów]
  • szydełko: 3.25 mm
  • wzór (darmowy): Margaret's Hug Healing Shawl/Prayer Shawl by Heather C. Gibbs (link: tutaj



wtorek, 16 lutego 2016

Pojazdy

w roli pojazdów: Krzyś
w roli kierowcy/pilota: Emilia

samolot

motorówka

traktor

samochód

Po transformacji, ponownie ludzkie rodzeństwo - chwila odpoczynku...

Dobrze mieć rodzeństwo!

 ... niezbyt długa jednak!

Mam cię!

I po co dzieciom zabawki?

sobota, 13 lutego 2016

Kumkaniem żab wiosna się zaczyna

Od jakiegoś czasu kwitną w moim ogródku przebiśniegi, ale jakoś nie dotarło do mnie, że w zasadzieto już wiosna. Nie otrzeźwił mnie też słodki zapach sarkokoki, ani widok ciemierników  podnoszących ukwiecone łebki. Co nieco zaświtało na widok żółtych krokusów, ale tak na prawdę dotarło do mnie, że to już wiosna, kiedy przez szczelnie zamknięte okno dotarł do mnie, wieczorową porą, koncert żab.


Następnego dnia spojrzałam na ogródek, przed i za domem, i postanowiłam, że w najbliższy weekend trzeba zrobić mocno spóźnione jesienne porządki na grządkach i rabatkach. Połączone z wiosennymi.

Udało mi się zrobić dość sporo, choć nie wszystko. Przekopanie grządki i wybranie korzeni po ubiegłorocznych warzywach wykończyło mnie - machanie łopatą, dla osoby pracującej za biurkiem, to spore wyzwanie.

Przesadziłam rozsadę czosnku, posiałam rzodkiewkę, zielony groszek i dynię. Znalazłam też jakieś stare nasiona kapusty i kukurydzy i też wysiałam choć raczej nie liczę na to że wzejdą.

Rabatki kwiatowe zostały uprzątnięte - zapełniłam śmieciami ogrodowymi dwa spore pojemniki!

Podczas prac zauważyłam, że niestety chwasty i ślimaki też się już obudziły z zimowego snu i to chyba wcześniej od roślin porządanych w granicach mego obejścia.

środa, 10 lutego 2016

Gorąca dziewczyna i Musie

Po 10 minutach skakania po łóżku, Emilia stwierdza, że jest jej gorąco.
Chwyta butelkę z wodą i pije łapczywie, po czym dorzuca:

- Ja upociłam się inside! (Upociłam się w środku!)


*          *          *

Po zjedzeniu dwóch misek rosołu, Emilia stwierdza, że jest jej gorąco.

- Jest Ci gorąco bo zjadłaś zupę. Ściągnij fraki to ci nie będzie tak gorąco.
- To nie są fraki! 
- A co to jest?
- To jest beautiful dress! (To jest piękna suknia!) 


*          *          *

Emilia relacjonuje przebieg spaceru nad rzeką wcześniej tego dnia.

- Wrzucałam patyki do wody i widziałam planets!  - Rzeczywiście, w parku, wzdłuż głównej alei, są ustawione modele planet układu słonecznego.
- Wiesz, jak Krzyś był taki mały jak Ty, to też go tam zabierałam.
- Ja jestem już duża! - a po chwili  dodaje - Ale jestem jeszcze trochę mała bo nie lubię sosu. Ale lubię parówki, ale tylko ciemną nie jasną.


*          *          *

W samochodzie, wracając z zakupów:
- A dzisiaj w przedszkolu mówiliśmy o penguins i ostriches.
- Mówiliście o pingwinach i strusiach?
- Tak... - i zaczyna śpiewać piosenkę, której nauczyła ją ciocia Ola podczas naszych Angielskich Wakacji (Zainteresowanych piosenką odsyłam tutaj: KLIK.)
- Strusie mu się w pas kłaniają... Mama, a co to są MUSIE?

poniedziałek, 8 lutego 2016

Projekt dla domu Nr 10

Kolejny zrealizowany projekt dla domu wydawać się może niepozorny, ale jest to jedna z tych drobnych rzeczy, która z czasem szalenie irytuje.
A chodzi o pourywane uchwyty szuflad, a konkretnie gałki.

Zwłaszcza ta jedna, w mojej komódce, która obluzowała się i odpadła chyba z 7 lat temu, a może jeszcze dawniej. Moja prośba o przytwierdzenie została puszczona mimo uszu, i gdyby nie to, że gałkę przezornie schowałam do środka szuflady od której odpadła, zapewne w ciągu tych lat zdołałaby się gdzieś zapodziać niczym guzik z czapki Bogdychanów szpaka Mateusza z Akademii Pana Kleksa.

W końcu sama zabrałam się za naprawę. Pojechałam do sklepu z gałką w ręce aby dokupić odpowiednią śrubkę a po powrocie do domu przytwierdziłam gałkę do szuflady i komódka znowu wygląda ładnie.
Może nie jak nowa, bo ma już 11 lat, ale jednak z gałką lub bez - to spora różnica.

A skoro tak dobrze poszło mi z jedną gałką, to jakże bym sobie miała nie poradzić z pozostałymi?

Zanim Krzyś dostał nowe biurko, przy jego łóżku stała komódka na ubrania dosunięta bokiem do samego łóżka. Ponieważ łóżko ma na dole 3 szuflady, gałki tej ostatniej zostały odkręcone aby zminimalizować przestrzeń między łóżkiem a szafką. I tym gałką udało się gdzieś wywędrować. Jedną z nich odnalazłam, druga najpewniej opuściła progi naszego domu - wraz z ozdobnymi plastikowymi podkładkami.

Trudno. Dokupiłam najbardziej podobną gałkę i szuflada odzyskała uchwyty. Ponieważ jest nieco zasłonięta biurkiem, odmienność uchwytów nie rzuca się aż tak bardzo w oczy.

Jak zwykle, w takich przypadkach, najwięcej czasu zajęło zebranie się w sobie z zabranie za daną rzecz. Sama naprawa, czyli przykręcenie kilku śrubek, zajęła raptem kilka minut, a jaka zmiana w wyglądzie!

czwartek, 4 lutego 2016

Piracki

Na chłopięcy sweter piracki autorstwa Zoe Mellor natknęłam się pierwszy raz kilka lat temu. Z miejsca zapragnęłam go zrobić dla Krzysia. Nawet miałam już przygotowaną włóczkę! A potem coś stanęło na przeszkodzie, coś innego okazało się ważniejsze, czas biegł nieubłaganie, mały Krzyś zmienił się w Krzyśka i oryginalny projekt już do takiego dużego chłopaka nie pasował.

Ale pewnego dnia Krzyś napatoczył się kiedy przeglądałam książkę The Big Book of Kids' Knits i kiedy zobaczył piracki sweter, oczęta mu się do niego zaświeciły.

Dziecię pragnie - mama dzierga.


Tylko trzeba było wprowadzić pewne modyfikacje, żeby wyszedł odpowiedni sweter dla poważnego dziesięciolatka.


Wiedziałam, że dziergać będę z włóczki Lion Brand Wool-Ease, bo odpowiednia mieszanka akrylu i wełny dobrze znosi pranie w pralce i użytkowanie przez małoletniego właściciela.

Długo zastanawiałam się nad wyborem kolorów.
Pierwotnie sweter miał być grafitowy lub czarny (kolor główny) w połączeniu z kolorem białym lub szarym. W sklepie okazało się, że biały kolor ma srebrną nitkę, czarnego nie ma, szary lekko wpada w beżowy i nie za dobrze wygląda w połączeniu z grafitowym. Zdecydowałam się więc na granat i niebieski.
Krzyś kolory zaakceptował więc zostało tylko sweter wydziergać.


Zdecydowałam się na cieńsze druty niż wcześniej stosowane przy tej samej włóczce w celu uzyskania dzianiny grubszej, bardziej zwartej. Z efektu jestem zadowolona. Wydaje mi się, że sweter wyszedł ładnie, a do tego jest dość ciepły, a bardziej zwarta dzianina nie powinna się zbytnio wyciągać.


Dziecku sweter się podoba, a o to przecież chodziło.


Dane techniczne:
  • włóczka: Lion Brand Wool Ease Solids, 80% akryl, 20% akryl, 180 m/85 gram
  • zużycie: 242 gramy [512 metrów] granatowej oraz 66 gramów [140 metrów] niebieskiej = RAZEM: 308 gramów [652 metry]
  • druty: 3 mm i 3.5 mm
  • wzór : Pirate Sweater by Zoe Mellor (link: tutaj
  • rozmiar: 10 lat
 

poniedziałek, 1 lutego 2016

Go fish

Prosto z egzaminu na żółty pas pognaliśmy z Krzysiem do szkoły - tego samego dnia, o 19.00, uczniowie klas czwartych i piątych prezentowali przygotowywany od października program muzyczny pt. Go Fish - piosenki i skecze tematycznie związane z oceanem.

Wysadziłam dziecko pod drzwiami szkoły o godzinie 18.57. Krzyś wbiegł do środka - spotkał się ze swoją klasą przed samą salą gimnastyczną, w której odbywał się koncert. Ja musiałam znaleźć miejsce parkingowe - odpuściłam sobie krążenie po zapchanym przyszkolnym parkingu i udałam się pod pobliski kościół i tam zaparkowałam. Kiedy dotarłam na salę, pani dyrektor zapowiadała artystów.

Projektując szkołę, uwzględniono występy uczniów, i wyposażono salę gimnastyczną w scenę z prawdziwego zdarzenia (na miarę i potrzeby szkoły podstawowej):


Usadowiłam się na przeciw Krzysia - miał minę niewyraźną, bo bardzo nie lubi się spóźniać i fakt, że do szkoły dotarł w ostatniej chwili, mocno go zdenerwował. Zaczęłam robić do niego głupie miny, żeby się nie rozpłakał, co mu się w sytuacjach stresowych zdarza, i w końcu zaczął się uśmiechać, ale tak jakoś krzywo i w efekcie nie udało mi się zrobić mu ani jednego ładnego zdjęcia. Wszystkie ujęcia podczas koncertu wyszły albo z głupim wyrazem twarzy, albo z zamkniętymi oczami, albo ktoś mu machnął przed twarzą ręką.

Za to po koncercie zapozował z pracą plastyczną powiązaną tematycznie z występami muzycznymi:


Buzia nie "w ciup", tylko "na rybkę" - jakby ktoś się sam nie domyślił.

Ci rodzice, którzy pojawili się w szkole o właściwej porze, obejrzeli prace wszystkich uczniów przed koncertem. Ja sobie obejrzałam je po.