niedziela, 29 listopada 2015

Angielskie wakacja: Go Ape!

Listopad mglisty, deszczowy, ponury - to w kwestii pogody. Zycie dorzuciło do tego jeszcze garść ponurych sytuacji, żeby jeszcze człowieka dodatkowo pognębić.
No to uciekam w wspomnienia.
Wracam do Anglii, do sierpnia 2014, a konkretnie do Moors Valley County Park i małpiej przygody Krzysia.


Organizatorzy Go Ape oferują osobny tor dla dzieci (KLIK) oraz osobny dla dorosłych (KLIK). Chętny do poskakania po drzewach, linach i podniebnych kładkach zostaje zaopatrzony w uprząż, podpięty do zabezpieczającej liny, i wysłany po schodach do góry, gdzie zaczyna się frajda (dla tych, którzy nie mają lęku wysokości) - różnego rodzaju podniebne mosty, mostki, kładki przerzucone od drzewa do drzewa,



... a do tego jeszcze możliwość zajadu na linie jak na filmie poniżej:



Krzyś, potwierdzając swe pochodzenia od małpy, czuł się jak w raju - pokonywał tor raz za razem czując się w górze bardzo swobodnie i nie okazując ani odrobiny lęku. My z Emilią czekałyśmy na dole, i po kilku godzinach nuda zaczęła nam doskwierać bardzo. Zwłaszcza Emilii. No bo ileż można gapić się w górę na brata i czekać?


Krzysiek, jakby mógł, to by tam hasał do końca dnia, i pewnie chętnie by jeszcze wrócił następnego, ale na szczęście zdarza mu się czasami posłuchać mamy, która kategorycznie zażądała zejścia na ziemię.

Natychmiast.

I tak się stało.

Ale nie był to koniec pobytu w Moors Valley - Go Ape to tylko jedna z atrakcji tego miejsca.

czwartek, 26 listopada 2015

Dla domu - Projekt Nr 9

Odmalowane szafki kuchenne wyglądały ślicznie, ale wiekowe pleksiglasowe szybki straszyły żółcią i zadrapaniami. Coś trzeba było z tym fantem zrobić. Szorowanie nic nie dało bo to nie był brud czy osad. Myślałam o wymianie, ale kto by mi przyciął pleksi na wymiar? Za opłatą pewnie dało by się zrobić, ale przyszedł mi do głowy inny pomysł. Znalazłam w sklepie film naklejany bezpośrednio na szybę, a  w przypadku moich szafek, na pleksi. Bez kleju, jedynie uprzednio spryskawszy wodą.

Wśród kilku rodzajów dostępnych w sklepie, w którym akurat robiłam zakupy, wybrałam motyw papieru ryżowego - maskuje to, co chciałam ukryć, i jest na tyle drobny, że pasuje do niewielkich szybek. Podobały mi się imitacje witraży, ale zbyt duże były, źle by to wyglądało na tak małej powierzchni. Motyw ten pomógł mi także ukryć niedoskonałości nakładania na pleksi - bąbelki wody i powietrza które zostały gubią się wśród kreseczek, ładnie wkomponowują się we wzór, i bez wnikliwego śledztwa nie wiadomo czy tak miało być, czy fuszerka to.



I dopiero teraz szafki wyglądają naprawdę ładnie. 

Zostało mi trochę tego filmu i kombinuję na co by go wykorzystać - jakiś lampion, lampka, abażur...

poniedziałek, 23 listopada 2015

Kartki Nr 42-45

Zamawiając odbitki zdjęć zauważyłam, że można także zamówić zdjęcia kwadratowe, 10 x 10 cm. Natychmiast zaświtała w głowie myśl, żeby takie kwadratowe zdjęcia wykorzystać w kartkach okolicznościowych.  Pomysł zrealizowałam dość szybko jak na moje możliwości odciągania w czasie.

Dzisiaj pierwsze cztery kartki wykonane z wykorzystaniem kwadratowych zdjęć.

Kartka pierwsza, z żółtą różą z mojego ogródka, przeznaczona jest dla konkretnej osoby, i właśnie o tej osobie myślałam pracując nad kartą. Kim jest ta osoba? Dowie się, kiedy kartkę dostanie.


Szkoda, że zdjęcia robiłam wieczorem - mimo doświetlania wyszły ciemne i nawet komputerowe sztuczki nie bardzo pomogły. Szkoda, bo kartki w rzeczywistości są o wiele ładniejsze.

Na drugiej kartce widać bączka, którego pokazywałam latem - zdjęcie zrobione podczas wyjazdu nad Alsea Falls.



Kolejna kartka dla osoby bujającej w obłokach - jeszcze nie ma odbiorcy, ale marzycieli znam sporo, więc z adresatem pewnie nie będzie kłopotu.



Autorem zdjęcia na ostatniej kartce jest mój brat. Zdjęcie zostało zrobione podczas ubiegłorocznych wakacji w Anglii, w Longleat.


Jeszcze mam kilka zdjęć do wykorzystania, ale chwilowo tematykę kartek zdominowała zima, gwiazdki i inne świąteczne skojarzenia.

piątek, 20 listopada 2015

Jak bumerang

Jakiś czas temu zaczęły do mnie wracać swetereki dziecięce zrobione przeze mnie kilka lat temu. Po odsłużeniu u innych dzieci, kiedy już te z nich powyrastały, okazało się, że pasują na Emilkę.

Pierwszy z nich to sweterek, który zrobiłam 9 lat temu dla Krzysia. Tak, 9 lat temu. Miał go na sobie podczas swojej pierwszej profesjonalnej sesji u fotografa w styczniu 2007 roku, czyli w wieku 14 miesięcy. Nie prezentowałam jeszcze wówczas zdjęć na blogu, ale miałam już konto na fotoforum i zdjęcie sweterka na płasko zachowało się tamże: (KLIK).


Swterek ma sporo niedociągnięć widocznych teraz dla mnie gołym okiem, wtedy wydawał mi się cudem świata. Mimo tych niedoskonałości, nadal bardzo mi się podoba. I dobrze służył Krzysiowi, dwóm córeczkom koleżanki, synkowi kolejnej koleżanki, teraz nosi go Emilia. Jeszcze, bo powoli rękawki robią się przykrótkie.

Kolejny swterek, biały, zrobiłam dla syna koleżanki na chrzciny - 8 lat temu. (Zdjęcie, dość kiepskie, ale jednak stanowiące dowód w tej sprawie, na poprzednim blogu, tutaj: KLIK.) Chłopiec miał już ponad dwa lata kiedy był chrzczony, stąd większy rozmiar. Koleżanka po latach trzymania doszła do wniosku, że jednak rozstanie się z tą pamiątką - sweterek dostała rok temu Emilia i jest to jeden z jej ulubionych swetrów.


I w końcu sweterek z lokomotywą, który zrobiłam dla Krzysia 7 lat temu - na dowód proszę zerknąć do tego wpisu: KLIK.


Akryl nie do zdarcia, pomimo prania przez lata w pralce - prawie nie zmechacony!

W koszu z włóczkami kłębią się moteczki na nowe sweterki dla Emilii, w głowie sporo pomysłów, ale w szfladzie ze swetrami nie ma miejsca.
Dziergać czy nie dziergać?
Oto jest pytanie...

wtorek, 17 listopada 2015

10 lat

Dzisiaj są urodziny Krzysia - kończy 10 lat!
Dokładnie o 17.05.

Uroczyste obchody nieco przyspieszyliśmy - spotkaliśmy się w sobotę w polskim gronie bliskich przyjaciół i świętowaliśmy dziesiąte urodziny Krzysia i nieco starszego Aleksandra.


Ponieważ obaj chłopcy mają hyzia na punkcie Minecraft, zaproszenia, tort oraz dekoracje zostały przygotowane w tej tematyce. Potem okazało się, że prezenty też - chłopcy dostali po dość sporym zestawie klocków Lego-Minecraft.
Obaj - zachwyceni!


Ode mnie Krzyś dostał prezent tydzień wcześniej. 10 lat to dobry czas, żeby przenieść się z odrabianiem lekcji z kuchni do swojego pokoju - od tygodnia Krzyś jest posiadaczem własnego biurka.


Biurko bardzo mu się podoba, zwłaszcza szufladki oraz nowa lampka kupiona specjalnie do tego biurka. Jeszcze trzeba obejrzeć się za pasującym krzesłem - na razie przywędrowało krzesło z kuchni.

sobota, 14 listopada 2015

Reflex

Kolejną nowinką techniczną w klasie Krzysia jest program do ćwiczenia dodawania/odejmowania oraz mnożenia/dzielenia: Reflex - Math fact fluency.

Dodawanie i odejmowanie Krzyś przerabiał w klasie drugiej i opanował wówczas. Klasa trzecia i czwarta przewiduje opanowanie tabliczki mnożenia do 100, a w klasie czwartej dochodzi do tego mnożenie razy 11 i 12.

Reflex zastępuje nudne staroświeckie powtarzanie do skutku (utrwalenie w pamięci długotrwałej) prostych działań w wyżej wymienionym zakresie - tutaj (KLIK) można sobie poczytać "Teacher's Guide" (książka nauczyciela), ale niestety tylko po angielsku. Natomiast tutaj (KLIK), na głównej stronie Reflex, po  kliknięciu na Watch Video, można obejrzeć prezentację - krótkie migawki pokazują nieco jak to wygląda.

Założenie jest takie, że dziecko ma opanować tabliczkę mnożenia w takim stopniu, aby odpowiedź na zadanie  7 x 8 podać natychmiast, bez zastanawiania.

Najpierw pod lupę brana jest rodzina liczb (nie wiem czy to tak się nazywa po polsku), np.

3 x 7 =  21
7 x 3 = 21
21 : 7 = 3
21 : 3 = 7

Po przećwiczeniu, dziecko przechodzi do gier, działających na zasadzie zwykłych gier komputerowych, tyle, że poruszamy się nie za pomocą myszki, ale wpisując poprawne rozwiązanie problemu. Jak w grze komputerowej liczy się prędkość, bo jak jesteś za wolny to game over.

Oczywiście są też punkty, w końcu to gra komputerowa. Po zebraniu odpowiedniej ilości tokenów, dziecko może dokonać zakupów w wirtualnym sklepiku. Do wyboru są ubrania i akcesoria, w które można wystroić swój awatar. Z posadzonego na początku używania nasionka po pewnym czasie, wraz postępami, wyrasta drzewo, i można sobie kupić domek na tym drzewie, światełka, latające pszczółki, motylki, jeziorko obok i inne.

Do wyboru jest kilka gier, ale możliwość grania w nie otwiera się na podstawie postępów dziecka.

Twórcy programu zalecają10-20 minutowe sesje - kiedy system dochodzi do wniosku, że dziecko poćwiczyło wystarczająco, włącza się zielone światełko w rogu ekranu. Krzyś dochodzi do tego momentu po 15-18 minutach.

Program rejestruje dane, które można sobie potem pooglądać zestawione w formie wykresów, prezentujących postępy dziecka, częstotliwość i czas trwania sesji.




Na początku przygody z Reflex Math, Krzyś miał opanowane mnożenie/dzielenie w zakresie do 100 w 34 procentach, kilka dni temu dotarł do 100% i jest z siebie bardzo dumny. Ja też jestem z niego dumna.

Teraz dziecko gra w celu osiągnięcia coraz lepszych wyników punktowych a tak się wyrobił w tabliczce mnożenia, że przestał zwracać uwagę na to, że w zasadzie ćwiczy matematykę. Automatycznie wybiera cyferki bez zastanawiania się - i o to właśnie chodzi.

W szkole niektóre dzieci licytują się, kto pierwszy osiągnął wyższy procent, albo dotarł na wyższy poziom w danej grze, zbierając większą liczbę punktów. Wzajemnie nakręcają się do dalszego grania-nauki. 

Każe dziecko ma swoje konto i powiązanie z nim konto rodzicielskie - ja nie mogę powinnam się logować jako Krzyś, bo system zaczyna liczyć czas generując problemy do rozwiązania.

Program jest płatny (per dziecko/okres czasu), ale że działa on-line, można z niego korzystać na domowym komputerze - nauczycielka Krzysia zadbała, o to, żeby rodzice dostali potrzebne informacje. Fundusze na opłacenie programu do lutego zostały uzyskane w ramach grantu - z tego co wiem szkoła stara się o pozyskanie kolejnych funduszy na przedłużenie tego czasu. Póki co, zachęcam dziecko do korzystania - i bezbolesnej, radosnej nauki przy tym.

czwartek, 12 listopada 2015

Piżama

Dawno, dawno temu (5 lat temu!) uszyłam Krzysiowi polarową piżamę (chwaliłam się nią tutaj KLIK). Krzyś ją uwielbiał i spał w niej jeszcze nie tak dawno temu, tyle ze ze spodni zrobiły się rybaczki a rękawy to już nawet nie były 3/4 - wyrosło dziecko z ulubionych czaszek i trzeba było pomyśleć o nowej piżamie.

Jeszcze w styczniu zabrałam Krzysia do sklepu i pozwoliłam wybrać sobie materiał. Materiał trochę sobie poleżał, potem doleżał swoje w domu koleżanki-krawcowej, którą poprosiłam o skrojenie piżamy, ale kiedy ochłodziło się po lecie, ciocia Ania szybciutko wykroiła z materiału co trzeba a ja pozszywałam niemal natychmiast - może w dwa dni po przyniesieniu do domu.

Krzyś czekał niecierpliwie przy maszynie i zaraz po odcięciu ostatnich nitek zabrał piżamę ze sobą do łazienki i spał w niej zaraz pierwszej nocy. I teraz jest to jego ulubiona piżama:

Udawane zaspanie
Piżama skrojona została na wyrost, więc mam nadzieję, ze posłuży przez kolejnych 4-5 lat, bo szycie to zdecydowanie nie moja działka i gdyby nie pomoc koleżanki przy skrojeniu to nie wiem czy bym się na ten projekt porwała. Raczej nie.

W TAKIEJ piżamie nikt mnie nie pokona!

Jak widać, miłości mojego dziecka do Sponge Boba (to ten żółty stworek na piżamie) nie osłabił upływ czasu.

poniedziałek, 9 listopada 2015

ClassDojo

Czwartą klasę Krzyś rozpoczął z nową fryzurą:


Zdjęcie archiwalne, sprzed trzech miesięcy, ale jakoś tak nie było kiedy go pokazać, a bardzo je lubię.
W zasadzie trzeba by dziecko znowu zabrać do fryzjera, ale chyba poczekam już do grudnia.

Czwarta klasa przyniosła trochę nowinek w szkole - poza nowym budynkiem oczywiście.

Jedną z ciekawostek jest ClassDojo, stosowany przez nauczycielkę w celu promowania i utrwalania pozytywnego zachowania uczniów. Każdy uczeń w klasie ma swoje konto i pani przyznaje punkty w różnych kategoria (pomaganie innym, wykonywanie poleceń, sumienną pracę itp.). Są też punkty ujemne np. za brak zadania domowego. Ta część to nic odkrywczego, systemy motywacyjne oparte na przyznawaniu punktów stosowane są wszak od dawna. Nowość stanowi platforma - elektroniczna (komputer/tablet).


Tutaj (KLIK)  można sobie obejrzeć filmik (przeznaczony dla uczniów) na  YouTube, zwierający podstawowe informacje. Tutaj (KLIK) - filmik adresowany do nauczycieli.

W erze powszechnego dostępu do internetu, ClassDojo przybliża nieco klasę lekcyjną rodzicom.  Rodzice mogą sobie zainstalować na komputerze/tablecie/smartfonie aplikację i na bieżąco śledzić pojawiające się punkty otrzymywane przez potomstwo w poszczególnych kategoriach.



Konto rodzica na ClassDojo ma trzy zakładki. Jedna, to punkty przyznawane przez nauczyciela, druga to komunikator służący do komunikacji na linii nauczyciel-rodzic, trzecia, to taka mini strona klasowa, na której nauczyciel zamieszcza zdjęcia z klasy lub szkolnych wycieczek. Rodzice mają dostęp tylko do konta swojego dziecka oraz strony klasowej.

Wrzesień 2015, podczas zajęć w szkole: "fingerprint art" (zdjęcie z ClassDojo)

Każe dziecko wybiera sobie awatar - istnieje możliwość skomponowania stworka wybierając spośród dość licznych kombinacji. Dziecko może sobie zmieniać awatar (Emilia uwielbia zmieniać awatar na Krzysinym tablecie), ale nie ma dostępu do informacji widocznych na koncie rodzica - np. nie może sobie poczytać wymiany wiadomości między mamą a panią nauczycielką.


Na swoim komputerze w domu oraz w pracy, mam swoje konto "rodzicielskie". Krzyś ma na swoim tablecie swoje "uczniowskie".

Z tego co widzę to system sprawdza się fantastycznie w klasie Krzysia (czwartej), większość dzieci bardzo się stara, żeby zarobić kolejne punkty, a nie dostać żadnych "karniaków". Widzę też jak Krzysiowi jest miło, kiedy po powrocie z pracy wspominam, że widziałam na Dojo, że dobrze mu tego dnia poszło w szkole, lub kiedy pytam za co konkretnie dostał punkt w jakiejś rzadziej przyznawanej kategorii.
Zawsze też wiem, kiedy ich pani nie było i mieli zastępstwo - nauczyciele na zastępstwie nie używają ClassDojo.

Kontakt z nauczycielką jest też szybszy i łatwiejszy niż w przypadku maila, z łatwym dostępem do archiwalnych wiadomości, które się nie kasują. (Może kasują się po jakimś czasie, ale nie wiem po jakim.)

piątek, 6 listopada 2015

Dla domu - Projekt Nr 8

Wspominałam już uprzednio, że dom, w którym mieszkamy, do najnowszych nie należy - liczy sobie 56 lat. I tyleż liczą szafki kuchenne. Wprawdzie wykonane są dość solidnie, ale jednak stałe użytkowanie nie pozostaje bez śladów i co jakiś czas wymagają odświeżenia. Ponieważ preferencje kolorystyczne poprzednich właścicieli bardzo mi nie odpowiadały, zaraz po wprowadzeniu się, szafki zostały przemalowane. Ale było to 10 lat temu, a jeszcze nie słyszałam o tak doskonałej farbie, która wytrzymałaby 10 lat nieustannego testowania, w tym przez ochoczych testerów, pełnych inicjatywy i niebanalnych pomysłów wprowadzanych natychmiast w czyn - czyli (moich) Dzieci.

Ostatnimi czasy moi prywatni Testerzy dali z siebie wiele (chciałam napisać "wszystko", ale moja ręka zatrzymała się nad klawiaturą - jestem pewna, że jednak nie wszystko...). Jednym z ciekawszych pomysłów (Emilii) było sprawdzenie jak w roli piły sprawdzi się nóż z ząbkami. Test został przeprowadzony na froncie szuflady, a nóż jako piła sprawdził się doskonale. Ten doskonały wynik wcale mnie jednak nie ucieszył.

W końcu, po tych wszystkich przejściach, szafki kuchenne wyglądały tak:



Mentalnie zbierałam się do ich odmalowania od stycznia, ale świadoma byłam ogromu przedsięwzięcia i odciągałam w czasie wykonanie aż nadszedł czas, że już nie mogłam przed sobą udawać, że mam coś innego, bardziej pilnego do wykonania.

Zabrałam się za odświeżanie szafek w kuchni latem, i robiłam to na raty - cztery razy po 6-9 godzin jednorazowo, z dość długimi przerwami pomiędzy, spędzanymi na poszukiwaniu utraconej motywacji niezbędnej do kontynuacji projektu.

Najdłużej zeszło mi na odmalowaniu szafek w środku, co wiązało się z ich opróżnieniem (ależ te szafki kuchenne pojemne!), wyszorowaniem wnętrza, pomalowaniem białą farbą dwukrotnie, a po odczekaniu aż wyschnie, wyłożeniu piankowymi matami i poukładaniu wszystkich uprzednio wyciągniętych rzeczy. Przy okazji sporo rzeczy wylądowało w koszu, bo skoro nie przydało się przez minione 8+ lat, to raczej się nie przyda. Emilia też miała sporo rozrywki odkrywając "cuda" - nie była świadoma, że mamy w domu takie fantastyczne zabawki!

Fronty, w kolorze zasadniczym, odmalowałam rzutem na taśmę za ostatnim podejściem - wszystkie szafki, i te z drzwiczkami, i te z szufladami. Po liftingu, wyglądały tak:






Zastosowanie czasu przeszłego uzasadnione - moi domowi Testerzy odkryli, że farba  wcale tak trwale nie przylega do powierzchni jak by sobie tego życzyła mama.

Dobrze, że farby zostało 3/4 galona, więc będę stosowała lokalne retusze.

Mimo wszystko kuchnia, po tym zabiegu kosmetycznym, wygląda dużo lepiej.

wtorek, 3 listopada 2015

Wyniki testów

Krzyś chodzi już do czwartej klasy, ale że to szkoła podstawowa, myśli moich nigdy nie zaprzątały  tematy jakichkolwiek pozaklasowych testów mających na celu oszacowanie rzeczywistej wiedzy mojego dziecka. No bo jak? Tak wcześnie?

Pod koniec trzeciej klasy, jakoś tak w maju, dziecię coś wspominało o jakiś testach robionych na komputerze, nawet jakaś informacja została przysłana ze szkoły, ale w codziennym zabieganiu i natłoku bieżących spraw i problemów nie zarejestrowałam doniosłości wydarzenia.

Zwróciłam uwagę na fakt, ze dziecię chwaliło się, że testy ukończył jako pierwszy w klasie - pomyślałam, że takie sportowe-sprintowe podejście nie jest zbyt dobre w tej sytuacji, ale przemyślenia te zachowałam dla siebie.

Coś zaczęło świtać w makówce, kiedy pod koniec września rozpętała się burza w mediach wywołana opublikowaniem wyników testów. Dotarło do mnie, że to te testy, które zdawało wiosną moje dziecko, testy, które niemal w całym kraju zdają uczniowie od trzeciej klasy wzwyż. Niektóre stany, jak Oregon, wybierają testy SBAC (KLIK), inne - PARCC (KLIK). W obu przypadkach testy uwzględniają wytyczne inicjatywy politycznej znanej jako Common Core State Standards Initiative (KLIK). Common Core State Standards Initiative ma na celu  ujednolicenie wymagań programowych w klasach K-12 czyli od zerówki do ostatniej klasy liceum. Od samego początku budzi spore kontrowersje, zapewne dlatego, ze w pracach brali udział głównie politycy nie mający pojęcia o nauczaniu, którzy ze szczytnej idei wysmażyli paskudny zakalec.

No dobrze, ale politykę zostawmy, wróćmy do wyników testów.
Okazało się, że są one w tym roku zatrważająco kiepskie. I to nie tylko w pięknym stanie Oregon, którego władze, tak jak i władze kilku innych stanów, postanowiły obniżyć wyniki wymagane w ostatniej klasie liceum do otrzymania świadectwa ukończenia liceum. W przypadku oregońskich trzecioklasistów, w czterostopniowej skali (objaśnienie poniżej) poziom trzeci lub czwarty uzyskało w obu kategoriach English Language Arts oraz Mathematics 45,6 % uczniów. (źródło: KLIK)

      Poziom 1 - uczeń nie spełnia wymagań programowych dla danej klasy
      Poziom 2 - uczeń niemal spełnia wymagania programowe dla danej klasy
      Poziom 3 -  uczeń spełnia wymagania programowe dla danej klasy
      Poziom 4 - uczeń przekracza wymagania programowe dla danej klasy

Niemal każda znana mi osoba podawała przykłady uczniów, którzy zdawali inne testy w doskonałymi wynikami, a oblewali właśnie te skorelowane z CCSSI, więc wniosek nasuwał się sam - testy są do bani, całkowicie nie miarodajne, a wynik mojego dziecka z pewnością też będzie porażająco niski.

Kiedy dotarł do mnie wydruk z wynikami Krzysia, przeżyłam szok.

Raz po raz sprawdzałam dane po obu stronach przecierając oczy ze zdumienia, przybliżając i oddalając kartkę w przekonaniu, że doskonały jak dotąd wzrok nagle zaczął mnie zawodzić.

Ale nie, widziałam dobrze.

Po prostu nie byłam przygotowana na takie wyniki.


R E W E L A C Y J N E


English Language Arts czyli Język Angielski - ocena ogólna a także wszystkie podkategorie -  4, czyli  uczeń przekracza wymagania programowe dla danej klasy:



Mathematics czyli matematyka - ocena ogólna oraz dwie z trzech podkategorii -  4, czyli  uczeń przekracza wymagania programowe dla danej klasy. Tylko w jednej kategorii Krzyś osiągnął poziom 3, co oznacza, ze spełnia wymagania programowe dla danej klasy:


Minął ponad miesiąc i nieco doszłam do siebie, ale nadal jestem dumna z tak doskonałych wyników osiągniętych przez moje dziecko. Nieważe, że na razie wyniki te o niczym nie decydują - potwierdzają wszak nabyte wiadomości.
To także pierwszy ślad w edukacyjnych bazach danych - cieszy mnie, że taki optymistyczny.