czwartek, 29 stycznia 2015

"I po tym można od razu poznać, że wiosna jest tuż tuż!"

Jak tylko pogoda pozwala, a Emila ma ochotę towarzyszyć mi w ogródku (a przeważnie ma) staram się trochę uprzątnąć ogródek po zimie. Sporo suchych liści, patyków i innych śmieci już usunęłam, a w trakcie tych porządków natrafiłam na kilka skarbów. Pierwszy z nich to kępka przebiśniegów. 

Przebiśniegi, styczeń 2015

Na zdjęciu widać trochę popiół z kominka zmieszany z ziemią. Przeczytałam gdzieś, że to dobry nawóz, więc zamiast wyrzucać do śmieci, wykorzystuję go w ogródku. Do nawożenia miesza się najpierw z ziemią. Obsypanie rabatki sypkim, nie zmieszanym z niczym popiołem zatrzymuje natomiast ślimaki - ciężko im się pełza po sypkim popiele.

Porządki umila mi oszałamiający zapach kwiatów sarcococci (na zdjęciu poniżej, a więcej informacji - tutaj).

Sarcococca, styczeń 2015

Dwa, z trzech rosnących przy domu krzaczków, wymarzło ubiegłej zimy, ale z nastaniem wiosny odbiły od korzeni, tyle, że są na razie mniejsze i w tym roku nie kwitną jeszcze. Trzeci krzaczek ochroniła przed mrozem grubsza warstwa śniegu - zachował się nietknięty a teraz cudownie pachnie.

Tuż obok zaczyna kwitnąć Ciemiernik. Za domem mam jasny, przed domem ciemny, ale tamten kwitnie nieco później.

Ciemiernik, styczeń 2015

Wystarczyło kilka ciepłych dni aby tam, gdzie w sobotę coś tam nieśmiało wystawało z ziemi, w poniedziałek pojawiło się żółte słoneczko:

Pierwszy w tym roku krokus, styczeń 2015

Wprawdzie to  nie ozimina, ale i tak "I po tym można od razu poznać, że wiosna jest tuż tuż."
Pamiętacie tę piosenkę z przedszkola?

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Letni dzień na plaży w środku zimy

Kiedy wszyscy nasi znajomi pojechali na sanki podczas ferii świątecznych, my zostaliśmy w domu ponieważ Krzyś i Emilia zachorowali na krup. A potem śnieg stopniał a wraz z odwilżą, szansa na zabawę na śniegu.

Natura widać postanowiła wynagrodzić moim dzieciom tę stratę - na swoj wlasny sposob...

W piątek, oglądając prognozę pogody wpadły mi w oko cyferki przekładające się na dość wysoką (jak na styczeń) temperaturę. W sobotę upewniłam się, że piątkowa prognoza pogody na weekend nie była pomyłką - zarówno z prognozy w telewizji jak i w internecie wynikało jasno, że nad oceanem mam być pogoda bardziej letnia niż zimowa. W związku z tym zabrałam wczoraj dzieci nad ocean, na plażę o nazwie Heceta Beach.
  
Heceta Beach, OR

Ciężko było znaleźć miejsce do zaparkowania (nie tylko my spragnieni byliśmy słońca i ciepła) ale udało się i to dość blisko plaży.

A dzień był cudowny, słoneczny i ciepły - okazało się, że temperatura tego dnia doszła do 22 stopni Celsjusza (w cieniu), podczas gdy w naszym mieście zatrzymała się na 9, a do tego mgła była tak gęsta, że widoczność spadła do 0.1 mili.

Heceta Beach, OR

Dzieci bawiły się razem przecudnie - zgodnie, grzecznie, bez dokuczania sobie, radośnie. Ja jedynie nie spuszczałam z nich oka, przy czym przyglądanie jak ładnie się bawią było samą przyjemnością.

Najpierw była zabawa w piasku - babki, kopanie dołków itp.


Nie trwało to długo, bo woda kusiła. Był akurat odpływ, więc plaża szeroka, do wody daleko, ale pognaliśmy wszyscy. Woda zimna, ale tylko trochę bardziej niż latem, bo w Oregonie Pacyfik zimny. Dzieciom to nie przeszkadzało, choć i tak nie pozwoliłam im się moczyć wyżej niż do kostek. A byli tacy odważni, co cali byli mokrzy - zażywali kąpieli jakby byli na Hawajach.





Po lanczu zjedzonym na plaży (dzieci spałaszowały cudnie wszystko co dla nich przygotowałam, bez marudzenia i wybrzydzania), nastąpiła eksploracja wydm. Krzysiek sprawnie wdrapywał się na wydmy, Emilia dzielnie gramoliła się za nim.

Krzysiek turlał się w dół, Emilia usiłowała robić to samo.


Od tego biegania po wydmach, już w drodze powrotnej dzieci bolały nogi, a w wannie, po wieczornej kąpieli, znalazłam tonę piasku. Pasek wysypywał się też z butów i kieszeni bluzy Krzysia - oj, odkurzania będzie przez kilka dni. Ale zabawa była przednia.

Koło trzeciej zerwał się chłodny wiatr, a że Emilia zaczęła wykazywać oznaki zmęczenia (była to wszak pora jej drzemki), zebraliśmy się do domu, zatrzymując się po drodze na małe co-nieco.



Wieczorem okazało się, że słonko popieściło nas dość mocno - wszyscy załapaliśmy pierwszą w tym roku opaleniznę.

sobota, 24 stycznia 2015

czwartek, 22 stycznia 2015

Kartka urodzinowa dla Zosi

Dzisiaj moja bratanica kończy dwa lata. Z tej okazji poleciała do niej kartka z życzeniami. Kartkę zrobiła ciotka własnoręcznie:


Mimo że bardzo chciałam zrobić ładną kartkę dla Zosi, jakoś nie miałam na nią pomysłu. W końcu wzięłam kartonik, i nakleiłam na niego czerwone kwadraty z obrazkami, cyferką 2 oraz napis "Zosia ma dwa lata". Trochę ubogo to wyglądało, więc zaczęłam wypełniać pustą przestrzeń kwiatkami i gwiazdkami, i ani się spostrzegłam, jak wyszła całkiem ładna kartka! Jestem z niej zadowolona.

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Zosieńko!


Przy okazji pokażę dwie inne kartki, które zrobiłam dawno, bardzo dawno temu - w maju lub czerwcu ubiegłego roku. Zrobiłam, wsadziłam do pudełka z kartkami dla osób szczególnie mi bliskich i - zapomniałam o nich! Dopiero kiedy w grudniu wypisywałam kartki dla pewnych bliskich mi osób, przypomniałam sobie o tych z biedronkami. Szybciutko zrobiłam zdjęcia, które z kolei musiały swoje odczekać - do dzisiaj. Oto dwie kartki z biedronkami:




poniedziałek, 19 stycznia 2015

Angielskie wakacje: Longleat (Surykatki vel "Mirkaty")

Kilka dni po naszym przylocie, dojechała również mama mojej bratowej, babcia Mirka.

Babcia Mirka ujęła mnie za serce tym, że traktowała moje dzieci jak własne wnuki, z ogromną serdecznością i bez żadnej rezerwy czy uprzedzeń.
W odpowidzi, moje dzieci traktowały przyszywaną babcię jak rodzoną - zwłaszcza Emilia.


W Longleat ogromny entuzjazm całej naszej małej wycieczki wzbudziły Surykatki zwane od angielskiego Meerkat "Mirkatami"  - właśnie ze względu na brzmienie nazwy, kojarzącej się z imieniem babci Mirki.

Dlatego wpis dzisiejszy, dedykowany babci Mirce (z najlepszymi życzeniami z okazji nadchodzącego Dnia Babci!),  poświęcony jest tym przemiłym zwierzątkom.


czwartek, 15 stycznia 2015

Model #33

Dość sporo czasu minęło odkąd zrobiłam dla Krzysia sweter na drutach - prawie trzy lata! Kiedy byłam w ciąży z Emilką zrobiłam mu ten sweterek. Ciągle jeszcze w nim chodzi, ale rękawy zaczynają się robić przykrótkie. Wygląda na to, że to już ostatni jego sezon.

Innymi słowy, nadszedł czas aby wydziergać nowy sweter dla syna!



Włóczkę  (Wool-Ease firmy Lion Brand) miałam - kupiłam ją dwa lata temu właśnie z myślą o swetrze dla Krzysia. Leżała i czekała, teraz nadszedł jej czas. Tylko Krzyś nieco podrósł i musiałam dokupić jeszcze jeden motek, na szczęście nie zauważyłam różnicy w kolorze.


Włóczkę miałam, zostało tylko zdecydować się na jakiś wzór, bo musiało to być coś zdecydowanie chłopackiego - wszak dziewięć lat to wiek poważny i mama nie może się wygłupiać w kwestii garderoby syna! Nie chciałam warkoczy, bo mojemu dziecku zawsze jest za ciepło, więc sweter nie mógł być zbyt gruby. Oglądałam różne propozycje męskich swetrów w internecie, kilku książkach i czasopismach, aż w końcu zdecydowałam się na jeden ze wzorów z Sandry Specjalnej Nr 1/2007 Dzieci i dzieciaki. Oryginalny model Nr 33 ma górę robiony tym wzorem, który ja zastosowałam na całym swetrze.


Krzysiowi sweter podoba się bardzo. Przez pierwsze kilka dni, a skończyłam dzierganie tuż przed Bożym Narodzeniem, ściągał go tylko do spania - czy można bardziej dobitnie wyrazić swoje zadowolenie? A kilka dni temu zapytał jaki zrobię mu następny sweter - uwielbiam ten entuzjazm moich dzieci wobec swetrów zrobionych przez mamę.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Krup, smutki i metamorfoza

Na koniec roku pochorował się Krzyś, a na początek nowego roku, Emilia. Oboje złapali gdzieś krup. Lekarka zdziwiła się, bo Krzyś ma już 9 lat, a na krup chorują raczej dzieci młodsze, co nie oznacza, że te starsze nie mogą zachorować, tyle, że zdarza się to niezmiernie rzadko. Gorączkował Krzyś przez kilka dni a kaszel przy krupie brzmi przerażająco.

W nowy rok wkroczyło dziecko już pokonawszy chorobę, ale osowiałe, smutne i płaczliwe. Przychodził i przytulał się, przestał grać w gry na komputerze/tablecie, nawet przestał oglądać kreskówki w telewizji! Twierdził, że nie chce marnować czasu, że woli go spędzić z rodziną - takie teksty w ustach dziewięciolatka, powtarzane dzień za dniem mogą przyprawić o ciarki na plecach.

Spędzaliśmy więc dużo czasu razem.

Między innymi graliśmy więc w gry planszowe. Ulubioną grą planszową Krzysia jest Monopol, gra, którą dostał od chrzestnej Emilii, cioci Natalii.


Niestety, w Monopol gra się długo, przynajmniej 2-3 godziny, a Emilia nie ma tyle cierpliwości, żeby pozwolić nam na poświęcanie swej uwagi czemuś innemu poza Nią przez tak długi czas. Na szczęście mamy też i inne gry, których czas rozgrywki wynosi około pół godziny. Akurat tyle ile Emilia jest w stanie zająć się jakąś zabawą nie obejmującą dewastacji domu bądź niszczenia przedmiotu zainteresowania mamy i brata.

Jedna z tych gier to Poszukiwacze Skarbów - Krzyś dostał ją pod choinkę i bardzo mu się spodobała.


Drugą grę dostał kilka lat temu na urodziny: Cranium. Ale dopiero teraz dorósł do niej na tyle, żeby mieć z gry prawdziwą frajdę.


W obie gry gra z nami Emilia: przesuwa żaglówki po planszy albo bawi się tekturowymi pieniążkami z Poszukiwaczy Skarbów, bądź lepi coś z plasteliny, rysuje bądź bawi się elementami Cranium.

Poza granie, dużo się przytulaliśmy. Jak Emilia zobaczyła brata przylepionego do mamy, zaraz i ona zlazła z fotela, którego nikomu nie odstępuje, i przylepiła się do mamy z drugiej strony. I tak sobie siedzieliśmy i przytulaliśmy się, aż nieco smutków zniknęło.

W ramach spędzanie wspólnie czasu, kiedy już dzieci wyzdrowiały, wybraliśmy się w pewne słoneczne popołudnie na rowery, a w deszczową sobotę - na basen.

Troszkę też poczytałam Krzysiowi, na fali sentymentu, Pana Kuleczkę. Kilka rozdziałów sam nawet przeczytał, kiedy ja już zachrypłam. Emilia jeszcze jest za mała na spokojne siedzenie i słuchanie, opowiadania o Panu Kuleczce, choć króciutkie, są dla niej jeszcze za długie. Krzysiowi czytałam kiedy Emilia już spała.

Skutkiem ubocznym smuteczków mojego Pierworodnego okazała się metamorfoza jeśli chodzi o zachowanie. Zrobił się super grzeczny i uprzejmy, sam z siebie wysprzątał swój pokój (nawet poukładał wszystkie ubrania w szufladach i poparował skarpetki!), równiutko wiedza swój ręcznik na drążku w łazience a gi na wieszaku - rzeczy, o które nigdy nie mogłam się doprosić.

Z ulgą powitałam powrót do szkoły. Sprawy szkolne nieco odwróciły uwagę dziecka, choć coraz częściej twierdzi, że szkoły nienawidzi i pyta po co w ogóle tam musi chodzić. Wieczorami wracają smuteczki, więc pozwoliłam Mu kilka razy spać ze sobą i Emilią - ach, jakże uszczęśliwiłam dziecko!


Krzysiowi już jakby lepiej - ostatnio znowu trochę pograł w grę na playstation i obejrzał kilka filmów. Mam nadzieję, że bycie grzecznym i uprzejmym mu nie przejdzie!

piątek, 9 stycznia 2015

Angielskie wakacje: Longleat (Safari - Monkey Drivethrough & Big Game Park)

"Małpy skaczą niedościgle.." - na Safari obskoczyły nam samochód. Nie pawiany wprawdzie a rezusy. Zabawne to było do momentu, kiedy okazało się, że odgryzły antenę (a samochód był z wypożyczalni!). Na szczęście antenę udało się kupić taką samo za kilka funtów i wymienić. Kiedy brat poszedł do sklepu z tą odgryzioną, ekspedient zapytał "A co, byliście na Safari?" Czyli, że małpy gustują w antenach samochodowych...

Longleat - Safari: Monkey Drivethrough

Poniżej,  film nagrany przez obsługę parku, pokazujący co te urocze małpki potrafią zrobić z samochodem. Ten akurat został im podstawiony celowo do "zabawy", nie należał do zwiedzających...


Kiedy siedzieliśmy sobie w samochodzie i oglądaliśmy zwierzęta, padał deszcz. Na szczęście, potem przestało i nie mokliśmy korzystając z ostałych atrakcji parku.

Opłata za wstęp do parku jest dość wysoka, ale przestaje to dziwić, kiedy zwróci się uwagę na ilość zatrudnionego personelu. Na przykład przy nosorożcach białych (zdjęcie poniżej) siedział pracownik na traktorze i pilnował. Zastanawialiśmy się, czy traktor służył do usuwania z drogi zwierzęcia, gdyby zatarasowało przyjazd, czy w innym celu. 

Longleat - Safari: Nosorożec biały

Poszczególne części parku oddzielone są od siebie płotem, bramami - wiadomo, szkoda by było, żeby lwy i tygrysy zjadły wszystkie kozice czy inne roślino żerne okazy.
Każda brama obsługiwana przez pracownika. Przy niebezpiecznych zwierzętach (np. tygrysach czy nosorożcach) pracownik dbający o bezpieczeństwo zwiedzających. Na szczęście nie przyszło nam sprawdzać na własnej skórze (karoserii samochodu) skuteczności działania personelu parku w sytuacji zagrożenia życia zwiedzających.

Nosorożce białe, wielbłądy dwugarbne oraz antylopy końskie znajdują się w części parku zwanej Big Game Park.

Longleat: SafariWielbłąd dwugarbny

Longleat: SafariAntylopa końska

środa, 7 stycznia 2015

Angielskie wakacja: Longleat (Safari - Afrykańska Wioska)

Na safari ogląda się zwierzęta z samochodu - wiadomo. Ale w Longleat na safari można się zatrzymać w Wiosce Afrykańskiej (African Village), wysiąść z samochodu, karmić żyrafy (za dodatkową opłatą), obejrzeć zebry afrykańskie, ogromne żółwie pustynne i lemury katta.
   
Longleat - Safari: Lemur katta

Lemury spodobały się Emilce i Zosi przeogromnie.



Zgrabnie przemieszczały się po linach, sięgały po jedzonko, przyglądały się zwiedzającym - urocze zwierzątka i ciężko było od nich odejść.

Longleat - Safari: Lemur katta

Po obejrzeniu lemurów, w drodze powrotnej obejrzeliśmy sobie żółwie pustynne.

Longleat - Safari: żółw pustynny

W wiosce, jest też i inna atrakcja dla dzieci pełnych energii - most drewniany, zawieszony na linach. Krzyś mógłby po tym moście skakać cały dzień!

Longleat - Safari:African Village

Longleat - Safari:African Village





Longleat - Safari:African Village

niedziela, 4 stycznia 2015

Angielskie wakacje: Longleat (Safari - żyrafy)

Bratowa wymyśliła a brat zafundował nam wszystkim wspaniały wyjazd do Longleat - parku safari i parku rozrywki. Ponieważ atrakcji w Longleat jest mnóstwo, a samo miejsce nie jest zbytnio oddalone od domu brata, spędziliśmy tam dwa wspaniałe dni.

Wspomnienia zaczynam od Safari. Jak dowiedziałam się ze strony Wikipedii, park safari w Longleat został otwarty w 1966 roku i był pierwszym parkiem tego typu poza Afryką.

Tutaj można przeczytać nieco więcej na temat parku safari w Longleat, łącznie z listą zwierząt zamieszkujących park, a jest ich ponad 500.

Mojej bratowej bardzo podobają się żyrafy. Spędziliśmy przy ich wybiegu trochę czasu. Poniżej, kilka zdjęć.





czwartek, 1 stycznia 2015

Bolerko dla chrześniaczki

Pierwszy wpis w nowym roku niech emanuje radością i słodkością - oto moja przeurocza chrześniaczka Zosia.


Śliczna i przekochana dziewczynka w ślicznej sukience!

Zosia ma na sobie bolerko, które wydziergałam dla Niej podczas naszych angielskich wakacji. Bolerko miało dopełnić stroju - ślicznej sukienusi kupionej dla Zosi przez mamusię na okazję  bardzo szczególną.


Włóczkę kupiłam w sklepie Charity, bez banderoli, ale jestem pewna, że to akryl. Miałam przy sobie jedynie druty w rozmiarze 4 mm i na nich właśnie bolerko wydziergałam, korzystając z opisu, który nieco wcześniej umieściłam na blogu. (Tutaj) Tylko rękawy zrobiłam długie.


Nie trafił się żaden pasujący guzik, więc pod szyją bolerko zostało zawiązane od lewej strony nitkami od kwiatka zrobionego na szydełku. Kwiatek powstał z głowy - nie miałam przy sobie żadnych opisów.

I jeszcze bolerko bez właścicielki, na wieszaku.