piątek, 31 października 2014

PUR: szalik

Szalik dla Emilii, z resztek białej i fioletowej bawełnianej bukli, zrobiłam pod koniec wiosny, ale zanim zabrałam się za zdjęcia, przyszło lato i zrobiło się za ciepło na tego typu akcesoria.


Włóczkę dostałam od koleżanki, już w postaci resztek, bez banderoli, więc szczegółów podać nie mogę - nie znam ich. Na oko pasowały mi druty 3.75 mm i na takich szalik zrobiłam. Po zważeniu okazało się, że szalik waży 38 gram - widać nawet na zdjęciach, że jest krótki, tyle, by otulić szyję, ale nie można poszaleć z ozdobnym drapowaniem wokół szyi.


Jeden koniec jest biały, drugi fioletowy, ale że fioletowej włóczki okazało się być mniej, a mi nie chciało się pruć i zaczynać od nowa, to zostało tak jak widać na zdjęciach.
W związku z tym, biały koniec ma inne kwiatki na ozdobę, a fioletowy - inne, mniejsze, żeby się na pasku zmieściły.


Kwiatki na ozdobę zrobiłam na szydełku z muliny do wyszywania - udało mi się znaleźć w swoich zapasach fiolet bardzo zbliżony odcieniem do włóczki. Tym razem nie posiłkowałam się żadnym konkretnym opisem.


Szalik miał okazję zostać przetestowany, kiedy pojechaliśmy we wrześniu nad ocean - było tak potwornie zimno, że żałowałam, że nie wzięłam zimowej kurtki i rękawiczek. Dobrze, że miałam czapkę i szalik dla Emilii.

wtorek, 28 października 2014

Angielskie wakacje: New Forest - Burley

Sobotnią wycieczkę do New Forest (Hampshire, UK) zakończyliśmy w Burley - lodami. Tutaj muszę napisać, że podczas naszych wakacji w Anglii objadaliśmy się lodami do nieprzyzwoitości. Wydawało mi się wcześniej, że jadamy lody często i dużo - byłam w będzie. Nasz miesięczny pobyt w Dorset stał zdecydowanie pod znakiem lodów, zwłaszcza włoskich, tam zwanych Whippy  - mniam, pyszszszne...


Emilia lody przespała w wózku, więc ja mogłam się rozkoszować zimnymi delicjami w spokoju.



Burley to niewielka wieś, ale pełna uroku, o specyficznej atmosferze. Po lodach, przeszliśmy się uliczką do sklepu, który można zobaczyć na zdjęciu poniżej.


W sklepie, uwagę moich dzieci natychmiast przyciągnęły różne świecące, błyszczące bądź połyskujące przedmioty, które w mgnieniu oka znajdowały się w łapkach potomstwa w celu dokładnego obejrzenia. Ja wiem, że nawet Emilia nie niszczy rzeczy w sklepie, co dopiero Krzysiek, który jest na to stanowczo za duży, ale pan (zapewne właściciel) raczej nie był przekonany co do intencji moich dzieci. Widać było, że jest bliski zawału, przekonany, że zaraz coś zostanie zniszczone, potłuczone, itp., więc szybko ewakuowaliśmy się ze sklepu - żeby nie nieć niewinnego życia na sumieniu. Wujek kupił Emilii świecącą i wydającą dźwięki piłeczkę. Na szczęście opcja dźwiękowa szybko zepsuła się - ku nieutulonemu żalowi dzieci, ale cichemu zadowoleniu dorosłych...

niedziela, 26 października 2014

Angielskie wakacje: New Forest - rzeczka

Po piaszczystych atrakcjach i spacerze (oba poprzednie wpisy zalinkowane), na koniec zatrzymaliśmy się nad płytką i niezbyt szeroką rzeczką z tamą. 

Nie zarejestrowałam nazwy, ale woda to woda - dla dzieci nie ma znaczenia czy się jakoś nazywa czy nie, grunt, że można w niej brodzić, moczyć nogi, wrzucać kamyki i taplać się. Co też obie moje Pociechy z ogromną radością uczyniły.

Nie można ich było od tej wody odciągnąć nawet omamiając lodami. W końcu trzeba było Emilię wziąć po pachę i, mimo protestów, wpakować do samochodu. Krzyśka też ciężko było oderwać od wody.

Dużo później, już po powrocie do domu, pomyślałam, że trzeba było tę wycieczkę zacząć od rzeczki - Krzysiek miałby dobry humor i cały dzień z pewnością przebiegłby w milszej atmosferze. 

Ale czasu nie da się zwrócić - a szkoda...

Kiedy już kończyłam edycję tego wpisu, z ciekawości zerknęłam do internetu czy znajdę coś na temat tego miejsca - okazało się, że tak, jest informacja tutaj. Z tego co przeczytałam, strumień nie ma nazwy, ale dowiedziałam się jak nazywa się to miejsce: Moyles Court.



czwartek, 23 października 2014

Kick-a-thon 2014

Kick-a-thon 2014
18 października miała miejsce kolejna, dziewiąta już, edycja kick-a-thonu, w której to imprezie wziął udział Krzysiek. Kick-a-thon organizowany jest przez akademię, w której Krzysiek trenuje karate i dżudo, a jego celem jest zebranie pieniędzy na stypendia dla dzieci, które bez wsparcia finansowego musiałby zrezygnować z treningów.

Cała impreza trwa dość krótko - ochotnicy przez godzinę wykonują kopnięcia, licząc i zapisując je, a sponsorzy płacą później jakąś tam (z góry zdeklarowaną) sumę, przeważnie za każde kopnięcie.  To już drugi kick-a-thon, w którym brał udział Krzysiek.

O ubiegło rocznym pisałam tutaj. Zeszło roczny wynik mojego dziecka to 2456 kopnięć, wynik tegoroczny to 2700 kopnięć. Liczyłam osobiście, więc wiem, że na pewno tyle ich wykonał.

Kiedy dotarł do 2700, mimo, że jeszcze zostało 10 minut, przestał kopać - był już bardzo zmęczony, a poza tym stwierdził, że zbyt wysoki wynik będzie mu trudno pobić za rok.

Niestety nie zabrałam aparatu, więc zrobiłam tylko jedno zdjęcie aparatem - zamazane i niewyraźne, ale zawsze to jakaś pamiątka. Na koniec, wszyscy uczestnicy pozowali do zdjęcia grupowego - to zdjęcie też robione komórką, ale za to mogę je opublikować z czystym sumieniem - żadna z twarzy nie jest rozpoznawalna, nawet Krzyśka trudno wypatrzeć, chyba że się wie, gdzie stał.

Kick-a-thon 2014

poniedziałek, 20 października 2014

Duszki

Wyciągnęłam już dekoracje na Halloween i ozdobiłam wejście do domu. Niewiele tego, bo Emilia poniszczyła trochę w ubiegłym roku, między innymi potłukła glinianą dynię, do której można było wsadzić świeczkę.

W piątek wybraliśmy się na farmę, z której poza jabłkami, papryką, gruszkami, pomidorami i ziemniakami, przywieźliśmy także i dynię. Stoi już przy drzwiach frontowych - do Halloween jeszcze tylko dwa tygodnie więc może jednak nie spleśnieje. W tym roku nie będziemy jej wycinać ale ozdobimy specjalnie zakupionymi naklejkami.

Dorobiłam też, z niewielką asystą dzieci, duszków do powieszenia na drzewie przed domem.


Na duszki wykorzystałam reszki plastikowego obrusa, który był za długi, więc odcięłam kawałek i zostawiłam go specjalnie z myślą o tym projekcie.
Główki wypchałam resztkami materiału zabezpieczającego przesyłki pocztowe - też plastik, więc całość nie rozmoknie na deszczu. Buzie wymalowałam niezmywalnym mazakiem.

Duszki zapozowały na łóżku Hultajstwa, a dopiero później przeciągnęłam przez główki sznurek do umocowania na gałęziach. Teraz czekam aż opadnie trochę liści, i wtedy je zawiesimy na zewnątrz.


piątek, 17 października 2014

Badminton

Lato tego roku było u nas długie i upalne. Pobiliśmy rekord jeśli chodzi o ilość dni, w których
temperatura przekroczyła 27 stopni C (80F) i 32 C (90F).

Pod koniec września na kilka dni ochłodziło się (do 23 stopni) a potem znowu wróciło na trochę lato. Indian summer, czyli indiańskie lato, cieszyło nas do połowy października.

Korzystając z ciepłej i suchej aury, Krzysiek zaczął się uczyć grać w badmintona. Na razie trafia paletką w lotkę, ale o dłuższej wymianie podań z przeciwnikiem jeszcze nie ma mowy.

Przy okazji cała rodzina zażywa ruchu, nawet Emilia gra po swojemu, czyli głównie biega z paletką po trawniku.


Szkoła też korzysta z pogody - Krzysiek był już na dwóch krótkich wycieczkach.

Pierwsza, na farmę, gdzie dzieciaki zbierały z pola plony (marchewkę, kapustę, itp.), potem wszystkie zebrane warzywa czyściły, a po powrocie do szkoły, myły, obierały, kroiły aby na koniec ugotować z nich potrawkę.

Krzyśkowi nie smakowało, ale on to jest bardzo wybredny i jada głównie to, co mama ugotuje.

Druga wycieczka była do Nearby Nature - dzieci podglądały naturę na spacerze w parku z przewodnikiem opowiadającym im o zwierzętach i roślinach.




Ponieważ miniony weekend, mimo, że już chłodny, był słoneczny, spotkaliśmy się ze znajomymi w parku aby pograć w paletki. Dzieci też  się skusiły - na chwilkę, a potem biegały, goniły się - jak to dzieci. Ale dorośli trochę sobie pograli - a o to przecież chodziło.


A na koniec jedno zdjęcie z rabatki.


wtorek, 14 października 2014

Szare sowy

Brat  i bratowa mają urodziny w odstępie dwóch tygodni. Tak sobie wymyśliłam, że mimo lata, podaruję im z tej okazji czapki-sowy - prawie takie same, różniące się tylko nieznacznie rozmiarem i kolorem oczu, czyli guzików.


Szczegóły dziewiarskie:
Sowa o oczach żółtych: 84 gr (165 m)
Sowa o oczach zielonych : 96 gr (189 m)
  • Druty: 6 mm
  • Wzór: Chouette (autorka: Ekaterina Blanchard)



Bratanica dostała swoją czapkę-sowę jakiś czas temu, więc teraz cała rodzinka może paradować w ptasich czapach, chroniąc głowy przed chłodem angielskiej jesieni i zimy.


sobota, 11 października 2014

Angielskie wakacje: New Forest - dzikie konie

Głównym celem naszej wycieczki do New Forest (Dorset, UK) było karmienie swobodnie pasących się tam osiołków oraz spacer. Osiołki sobie gdzieś poszły i nie zaszczyciły nas swoją obecnością, a szkoda, bo mieliśmy dla nich marchewki. Były za to dzikie konie - i krowy (jak widać na zdjęciach).

New Forest, Dorset

Krzyśkowi spacer nie przypadł do gustu i robił wszystko, żeby nam uprzykrzyć ten czas. Zachowywał się okropnie, ale jego zachowanie nie miało wpływu na piękno przyrody - konie pozostały niewzruszone, wrzosy nie straciły nic ze swego uroku. A moje uparte dziecko i tak przebyło z nami całą, niezbyt długą trasę - obrażone na cały świat, że nie dali mu grać na tablecie cały dzień. 

New Forest, Dorset

Zdjęć narobiłam sporo, bo miejsce szalenie urokliwe, pogoda sprzyjała a konie pięknie pozowały.

New Forest, Dorset

New Forest, Dorset

New Forest, Dorset

Fotki mogłyby ozdobić kalendarz - napatrzeć się na nie nie mogę wspominając spacer. Zebrałam je więc, dorzuciłam kilka widoczków z innych miejsc, opatrzyłam piękną muzyką - i wrzuciłam na uTube w postaci filmiku. 
Miłego oglądania i słuchania!





Jak już wspomniałam, mieliśmy karmić marchewkami osiołki. Osiołków nie było, ale marchewka się nie zmarnowała - zjadła ją Emilia i konie.



I na koniec jedno z moich ulubionych zdjęć - z córeczką, wśród wrzosów.


środa, 8 października 2014

Angielskie wakacje: New Forest - piaskowa skarpa

Do New Forest zabrał nas na wycieczkę mój brat. Koło miejsca, gdzie zostawia się samochód, jest ogromna piaskowa skarpa.

New Forest, Dorset

Mozolne wdrapanie się na samą góry, a potem zbieganie na dół to spora atrakcja, i choć najpierw Krzysiek kręcił nosem i nie bardzo chciał, to po pierwszym zbiegnięciu okazało się, że zabawa spodobała mu się.



Poza zdjęciami, chwile zostały uwiecznione na krótkich filmikach








niedziela, 5 października 2014

Pinkowy

W Anglii dotarły do nas dwie niedobre wiadomości.

Wiadomość pierwsza: ze względów osobistych, pani prowadząca przedszkole, do którego chodziła Emilia, postanowiła je zamknąć. Uczyniła to nagle, bez uprzedzenia i nieodwołalnie. Spotkałam się z panią we wrześniu i nie ma nadziei, że otworzy domowe przedszkole w przyszłości.

Wiadomość druga: w połowie sierpnia zwolniono męża z pracy.

Emilia nie chodzi więc do przedszkola, a kiedy ja idę do pracy, zostaje w domu z tatą.

Jest to rozwiązanie tymczasowe, więc kiedy już umarła nadzieja związana ze starym przedszkolem, rozejrzałam się za nowym.
Po selekcji zostały dwa.

Pierwsze, nieco dalej od domu, za to bliżej mojej pracy, polecane bardzo przez panią z byłego przedszkola Emilii. Niestety mają listę dzieci oczekujących na przyjęcie i może się okazać, że kiedy nadejdzie czas, że przedszkole będzie nam potrzebne od zaraz, nie będzie miejsca dla Emilii.

Drugie przedszkole, blisko domu, choć nie aż tak, żeby chodzić na piechotę. Prowadzone przy kościele baptystów, większe niż to pierwsze, ale nie moloch. Emilia byłaby siódmym dzieckiem w swojej grupie. Miejsce dla niej jest od zaraz.

Teraz pozostaje nam jedynie czekać, aż to przedszkole będzie potrzebne.

Póki co Emilia świetnie się czuje w domu, raczej się nie nudzi - zawsze znajdzie sobie jakieś ciekawe zajęcie, a że nie zawsze po myśli mamy, cóż...

Ostatnio córeczka moja dorwała dość tłustą maść (coś w rodzaju linomagu) i większą część zawartości tubki wtarła sobie we włosy.

Zeszło dopiero po czwartym myciu: szamponem dziecięcym, szamponem dla dorosłych, płynem do mycia naczyń, ponownie szamponem dziecięcym.

Najlepiej spisał się płyn do mycia naczyń.

Na szczęście Emilia nie histeryzuje przy myciu włosów - ładnie odchyla głowę do tyłu i zamyka oczy, więc cała procedura nie była nawet taka uciążliwa. Nie myłam jej tych włosów cztery razy jednego dnia tylko dzień po dniu i po prostu przez kilka dni miała niezbyt ładnie wyglądające włoski.

Emilka w ogóle lubi sobie wcierać wszystko we włosy. Nawet jak się namydla podczas wieczornej kąpieli, zazwyczaj nie pomija głowy, ale mydło przynajmniej spłukuje się bez problemu.

A na koniec wyjaśnienie pochodzenia i znaczenia słowa pinkowy.

"Pink", czyli kolor różowy, to obok fioletowego (na który Emilia mówi również "pink") ulubiony kolor Kruszynki. A że  po polsku różowy kończy się na "-owy", z połączenia angielskiego "pink" i końcówki "-owy" powstał pinkowy.

I wszystko jasne!

czwartek, 2 października 2014

Puzzle piankowe

Moja bratowa prowadzi małe domowe przedszkole i jeden z pokoi to bawialnia, fantastycznie wyposażona we wszelkie zabawki. Dzieci mają tam jak w raju. 
Nie tylko mała Emilka, ale i starszy Krzysiek miał się tam czym bawić. 

Hitem, podczas naszego pobytu, okazały się puzzle piankowe. Leżały sobie spokojnie na podłodze, niczym dywan, aż wpadły w oko Krzyśkowi, który potraktował je jako materiał budowlany. Zaraz zaczęły powstawać budowle trój wymiarowe. A to wieża, do której zmieścił się konstruktor we własnej osobie:


Emilia, jak tylko zobaczyła co robi brat, też musiała uczestniczyć w zabawie.
Z chęcią dawała się zamykać w kolorowych sześcianach.


A otwory na literki służyły jej za okienka.


Szkoda tylko, że wszystkie budowle były tak nietrwałe - Krzysiek strasznie się irytował ilekroć jego dzieło legło w gruzach nie wytrzymując starcia z siostrą lub kuzynką. Bo Zosi podobało się tak samo jak Emilii. I żeby nie było walki o to, która dziewczynka ma wejść do piankowego pudła, pewnego dnia powstały dwa, po jednym dla każdej z dziewczynek.


W zasadzie to się zastanawiam czy takich puzzli nie kupić moim dzieciom, bo miały tyle frajdy bawiąc się nimi. Tylko najpierw musiałabym chyba przeprowadzić selekcję (połączoną z eliminacją) posiadanych zabawek, bo nie wiem gdzie te puzzle maiłabym upchnąć - chodzi mi o te chwile, gdy nie będą w użyciu. Temat do rozważenia, a na ostatnim zdjęciu puzzle na płasko, rozłożone na podłodze i Emilia, pierwszego dnia, jeszcze zmęczona po podróży.